Wszyscy zostali ukąszeni. Litwa, Łotwa, Estonia. Słowacja, Węgry, Rumunia. Jugosławia, Francja, Szwecja. Długo by wymieniać państwa, których obywatele przyłączali się do jednostek Waffen SS – zbrojnego ramienia osławionych Brygad Ochronnych NSDAP – Schutzstaffel. A wszystko zaczyna się od opisu pewnej corocznej uroczystości. Ulicami Rygi każdego 16 marca przechodzi marsz upamiętniający Dzień Legionu – święto dedykowane łotewskiemu legionowi SS. Tymczasem żyją jeszcze weterani, obecni na przemarszu, pod pomnikiem poświęconym łotewskim esesmanom leżą świeże kwiaty. Natomiast umarli nie mają głosu. Wiosenny poranek owiewa głowy starych wiarusów i młodych nacjonalistów uczestniczących wspólnie w patetycznej uroczystości. Ale czy tylko Łotwa jest areną neonazistowskich resentymentów? I czy w końcu chodzi o renesans popularności ideologii III Rzeszy? A może o coś zupełnie innego?
„Kaci Hitlera” to pozycja, która w metodyczny, chłodny
sposób analizuje pewien fenomen. W jaki sposób doszło do tego, że obywatele
państw europejskich, niekiedy bardzo ochoczo, kolaborowali z Hitlerem i szli z
nim na wojnę. Dlaczego dołączali się do niewątpliwie zbrodniczej Waffen SS,
która niemieckim batem oczyszczała z podludzi podbijane tereny. Zanim
rozpoczęło się polowanie, pojawił się pewien agronom, prawdziwy Niemiec,
Heinrich Himmler, który stworzył Brygady Ochronne. Rywalizujące z plebejskimi
Brunatnymi Koszulami SA, po Nocy Długich Noży, SS zdobyły supremację na
pozornie uporządkowanej scenie polityczno – wojskowej hitlerowskiej Rzeszy.
Wcześniej jednak pojawiła się ideologia ostatecznego rozwiązania kwestii
żydowskiej. O tym autor nie wspomina, ale nie byłoby jej bez szwedzkiej i
amerykańskiej ideologii eugeniki postulującej sterylizację inwalidów i opóźnionych
umysłowo. „Brudny sekret Europy” polegał na tym, że niemiecki światopogląd
zafascynował i opętał wiele umysłów na Starym Kontynencie.
1 września 1939 roku Hitler zaatakował Polskę. Wojna
błyskawiczna, Blitzkrieg, przysporzyła Niemcom wielu kłopotów, ale żywioł
Wehrmachtu i SS był na tyle silny, że ostatecznie zmiażdżył nieprzygotowaną do walki
II Rzeczpospolitą. Autor, Christopher Hale, brytyjski historyk, pisze o polskim
sprawdzianie, stawiając tezę, że nasz kraj zdał egzamin, ponieważ liczba
ochotników, którzy wstąpili do Waffen SS była równa zeru. Niestety, optymizm
badacza trzeba obalić. Gdyby Hale dotarł do innych źródeł, doczytałby o
Goralenvolk, kolaboracji górali podhalańskich. Ale to temat na inną okazję.
Jak to się stało, że Hitler i Himmler, początkowo
nieprzejednani w stosunku do narodowych żywiołów spoza Niemiec, otwarli podwoje
elitarnej organizacji militarnej nie tylko na nordyków spoza Rzeszy, ale
również na Chorwatów, Litwinów czy Ukraińców, czyli według niemieckiej
nomenklatury, podludzi? O tym między innymi opowiada ta książka, a ja nie zamierzam
teraz zdradzić, jakie idee lęgły się w zwichrowanych umysłach hitlerowskich
aparatczyków.
Czytając „Katów Hitlera”, należy pamiętać o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, że czym innym były państwa Osi, jak Rumunia, Węgry, czy Słowacja,
a czym innym tereny przez Niemców okupowane, takie jak Litwa, Łotwa i Estonia,
czy na Zachodzie Francja lub Holandia. Nie ma sensu pisać o spolegliwym,
kolaboracyjnym rządzie Vichy, czy o państwach skandynawskich, których polityka
przecież sprzyjała Fuhrerowi, o czym nie może być wątpliwości. A po drugie,
trzeba odnieść się do operacji Barbarossa, po której układ sił sojuszniczych
ZSRR i III Rzeszy uległ rozpadowi. Hitler, napadając na Związek Sowiecki, rozsadził
dotychczasowy układ, wpychając Stalina (na jego szczęście) w ramiona aliantów.
Wąsaty rzeźnik Soso mógł od tej pory grać rolę jedynego sprawiedliwego, bo to
przecież jego wojska rozgromiły oddziały niemieckie i w końcowym rezultacie
wojnę wygrały.
I ten drugi aspekt zdaje się być dla angielskiego historyka
nie dość wyraźny. Jasnym jest, że Hitler, walcząc z komunizmem, nie stawał się
prawicowcem, a i narodowy socjalizm żadną prawicą nie był. Zachodni badacz nie
odrobił więc lekcji dla faktografa podstawowej, nie przedstawił sprawy w
szerszym kontekście. Wszystkie akcesy ochotników do Waffen SS postawił na tej
samej szali. A przecież czym innym są losy duńskiego ochotnika o pseudonimie
Harald, który w 1941 roku przyłączył się do Schutzstaffel, a zupełnie w innym
świetle można by spróbować przedstawić łotewskiego woluntariusza – Victorsa
Bernhardsa Arajsa. I jakkolwiek czyny obu pozostają zbrodniami, to należy pamiętać
o tragicznym położeniu państw nadbałtyckich oraz Ukrainy. Najpierw gnębione
przez totalitarny system sowiecki, potem dostały się pod but Niemców. I przez
krótki okres wydało się mieszkańcom tych państw, że inwazja III Rzeszy staje
się wyzwoleniem. Tak wielkie były cierpienia tych narodów, że obywatele witali
Niemców kwiatami i wiwatowali na ich cześć. Hale bagatelizuje fakt, że
przyłączanie się do oddziałów Waffen SS mogło mieć i w wielu przypadkach miało
motywację antykomunistyczną. Hale nie zauważa też tego, że czym innym był
deklaratywny antykomunizm Hitlera, Himmlera, czy Heydricha (a był tylko
propagandowym haczykiem), a czym innym była antysowiecka niechęć obywateli
ciemiężonych przez ZSRR. Ale tak jak syty nie zrozumie głodnego, tak nie pojmie
grozy komunizmu nikt, kto nie wychował się w Europie Środkowo – Wschodniej.
Jest to jedyny mój zarzut, który kieruję w stronę sążnistego
opracowania autorstwa Christophera Hale’a. Mimo tej oczywistej rzeczy, fakty
opisane w książce porażają i szokują. Nie szkodzi, że wszyscy wiemy, czym była II wojna
światowa i czym był niemiecki nazizm, i tak zatrzymujemy się nad niektórymi
przykładami i próbujemy dociec, dlaczego człowiek może stać się takim
bydlęciem. Autor przywołuje znany chociażby ze wstrząsającego reportażu
literackiego pióra Dašy Drndić – „Sonnenschein” akt ludobójstwa dokonany przez
rumuński Legion Michała Archanioła – zbiorowe morderstwo, a w zasadzie
zarżnięcie grupy bukareszteńskich Żydów na taśmie do automatycznego uboju w
rzeźni. Podaje również Hale przykład Juozasa Karmasa, zwanego „kowieńskim
handlarzem śmiercią”, który wykończył kilkunastu litewskich Żydów przy pomocy
żelaznego pręta. A wszystko to działo się w świetle dnia i przy aplauzie
rozentuzjazmowanego tłumu na jednym z głównych placów Kowna. Hale opisuje też
historię tragikomicznego Leona Degrelle, walońskiego bufona i mitomana, który,
jako katolik i konserwatysta, tak bardzo chciał walczyć z komunizmem, że musiał
uczynić to u boku Hitlera.
0 komentarze:
Prześlij komentarz