Krzysztof Varga - Księga dla starych urwisów. Niezwykłość szarej rzeczywistości


Dla dzisiejszych młodych ludzi Edmund Niziurski znaczy tyle co Andrzej Strug, czyli nic. Jest to – mimo nieustających wznowień jego powieści – autor nieznany. Dzisiejsza młodzież zwróciła się ku pogrobowcom Harrego Pottera i opowieściom o wampirach, czyta poślednią fantastykę, w której chodzi li tylko o wulgarnie ukazaną przygodę. Żadnego drugiego dna, żadnej gry z czytelnikiem – dlatego utwory te są dla ludzi dorosłych niestrawne. Inaczej Niziurski, który dla mojego pokolenia był wspólnym przeżyciem. Jego utwory, mimo że adresowane do czytelników młodych, mogą być z powodzeniem czytane przez dorosłych. Dlatego, że ten nie robił z odbiorców idiotów, którzy mogą pojąć tylko najprostszy przekaz, ale podejmował z nimi specyficzną grę. Można ją nazwać działaniem intertekstualnym; Niziurski niechcący stał się pierwszym polskim postmodernistą. Chwyty przez niego stosowane to aluzje, czytelne tylko dla wyrobionych moli książkowych, wszędobylski absurd, zabawa konwencją czy w końcu zacieranie granic pomiędzy światem przedstawionym a czytelnikiem. Dziwi więc fakt, że do teraz nie było na rynku żadnego opracowania dotyczącego tego niebanalnego autora.

Napisał je prozaik Krzysztof Varga, znany nie tylko z powieści, ale reportaży dotyczących Węgier, i zrobił to koncertowo. Owszem, można mu zarzucić brak pogłębienia niektórych wątków biograficznych czy niedosyt związany z omawianiem utworów, ale przy tych wszystkich niedociągnięciach jest to książka ciekawa, a przede wszystkim napisana z pasją przez człowieka, który autentycznie kocha swój temat. Nie chcę wiedzieć, co z Niziurskim zrobiłby uczelniany mędrek piszący artykuł dla punktów. A „Księgę dla starych urwisów” przede wszystkim czyta się z zainteresowaniem. Jest dobra i językowo, i faktograficznie. Jest w stanie autentycznie zainteresować czytelnika, a jeśli trafi na nią ktoś, kto nigdy Niziurskiego nie czytał, gwarantuję, że po lekturze zacznie.

Jestem z pokolenia, które – podobnie jak autor biografii Niziurskiego – zaczytywało się w jego powieściach. W „Szkolnym ludzie” szukałem odbicia swoich wojen z nauczycielami, a w „Siódmym wtajemniczeniu” śladów niesamowitości na blokowiskach. Powieści i opowiadania warszawskiego pisarza były z naszą generacją tak silnie zespolone, że aż niewiarygodny wydaje się fakt, iż dzisiaj nikt ich nie czyta. Młodzież wyrosła na czymś zupełnie innym, trudno powiedzieć, na czym, skoro spora jej część niczego nie czyta. Nawet dzisiejsi trzydziestolatkowie sięgali raczej po „Harry’ego Pottera”, woląc świat magii niż absurdalno-groteskową rzeczywistość peerelowskiej szkoły. A kto tę szkołę przeżył, ten Niziurskiego ze swojej biblioteki nie wyrzuci. Czytanie jego utworów było więc przeżyciem pokoleniowym, co zauważa Krzysztof Varga i często podkreśla. Zaznacza również fakt, że dzisiejsza młoda publiczność literacka woli obcować z innymi tekstami. A gdyby zechciała spotkać się z Niziurskim, trzeba by polecić jej klasyczne dzieła autora.

Faktem jest, że autor, po długiej serii artystycznych triumfów i powodzeń, „wyprał się” i zaczął pisać koszmarki, w których nie nadążał za zmieniającą się rzeczywistością. Najlepszy Niziurski to ten sprzed przemian ustrojowych, a w okresie pierwszych eksperymentów z polskim kapitalizmem zaczął niepotrzebnie eksperymentować z fabułami, które składały się z natłoku opisanych niewiarygodnych zdarzeń. Nic z nich nie wynikało, na czym cierpiały i powieści, i czytelnicy. Autor, chcąc nadążyć za zmieniającymi się czasami, uczynił błąd i zamiast pozostać tam, gdzie uwił sobie bezpieczne gniazdo, wyprawił się na nowe tereny. Wstyd przyniosły również filmy, których na podstawie prozy Niziurskiego powstało kilka. Żadnego z nich nie dało rady oglądać bez zażenowania. Cieszy fakt, że Varga o tym wszystkim pisze i nie pozostaje bezkrytyczny wobec idola z dzieciństwa.

Nie zmienia to przecież faktu, że Edmund Niziurski pozostanie ważną postacią dla tych czytelników, których dzieciństwo chociaż nieco otarło się o przaśność Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Był jak paczka z Niemiec przywieziona przez wujka, albo list z Ameryki, który potrafił wprowadzić w szarą rzeczywistość realnego socjalizmu absurd oraz wartkie przygody. Co ciekawe, pisał również dla dorosłych, ale te utwory dawno zalegają w literackim czyśćcu i nie wiadomo, czy kiedyś z niego wylezą. A jego powieści młodzieżowe bronią się przede wszystkim faktem, że tak naprawdę mogą być z powodzeniem czytane przez dorosłych i nie tracą na swojej atrakcyjności.

Krzysztof Varga, Księga dla starych urwisów, wyd. Czerwone i czarne, Warszawa 2019, ss. 280.

5 komentarzy:

  1. Ja już z pokolenia Potteromaniaków, ale książki Niziurskiego też znam i pamiętam, że je uwielbiałam. Pamiętam je jako proste, ale wciągające... Mam sentyment do tego autora bo jego książki były jednymi z pierwszych moich "poważniejszych", samodzielnych lektur. Chyba z sentymentu do Niziurskiego zerknę do tej książki. "Sposób na Alcybiadesa" czytałam chyba ze trzy razy... Ach i wzięło mnie teraz na sentymenty! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei próbowałem zabrać się kiedyś za Pottera i odpadłem przed połową pierwszego tomu. Dla mnie było to tak nudne i przewidywalne, że nie dałem rady. :)

      Usuń
  2. Strasznie podekscytowany sięgałem po tę pozycję, ponieważ uwielbiałem twórczość Niziurskiego za dzieciaka. Czuję pewien niedosyt, bo większa część tej książki to referowanie tejże twórczości. Pewnie dlatego, że brak w niej jakichś szczególnie dramatycznych wydarzeń, ale mimo wszystko niezbyt mi się podobają proporcje pomiędzy elementami biograficznymi a "streszczeniowymi". Cieszę się, jednak, że za Twoim pośrednictwem udało mi się o tej książce dowiedzieć oraz ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń