Pisanie o Żydach wiąże się z jednym zasadniczym ryzykiem. Jeśli nie pisze się o nich na kolanach, będzie się oskarżonym o antysemityzm. Tym ostatnim jest już nawet krytyka polityki państwa Izrael. Antysemicki jest również Nowy Testament, a więc całe chrześcijaństwo. Najbardziej zaś katolicyzm, mimo histerycznego ekumenizmu i padania na twarz. Za antysemicką została swego czasu uznana „Historia Żydów” Paula Johnsona, znanego brytyjskiego historyka, autora niemniej ważnych „Intelektualistów”. Rzeczą oczywistą jest więc fakt, że za antysemicką została zapewne uznana rozprawa Michaela Jonesa „Gwiazda i krzyż”, która w amerykańskim oryginale nosi zupełnie inny tytuł, mianowicie „The Revolutionary Jew and His Impact on World History”. Z tego tytułu wynika jasno, że autor skupiał się będzie na związkach narodu żydowskiego z rewolucjami i przewrotami, które wybuchały na przestrzeni dwóch tysięcy lat – od buntu przeciwko Rzymianom po zburzeniu Świątyni, po rewoltę obyczajową XX wieku. Ten ostatni problem Jones często porusza w swoich tekstach, nie dziwi więc, że znalazł się on również w „Gwieździe i krzyżu”.
Polski tytuł sugeruje, że książka niniejsza opowiadać będzie o relacjach żydowsko-chrześcijańskich i po trosze tak jest, wszak do XIX wieku włącznie można naszą cywilizację nazwać właśnie tym mianem. Sprawa komplikuje się w XX wieku i przyspiesza po II wojnie światowej, II Soborze Watykańskim i rewolucji młodzieżowej przełomu lat 60. i 70. poprzedniego stulecia. W dodatku pozycja ta jest skrócona niemal o połowę w stosunku do oryginału, co tłumaczy wydawca. „Gwiazda i krzyż” porusza bowiem wiele wątków amerykańskich, które, jego zdaniem, mogłyby być niezrozumiałe dla polskiego czytelnika. Nie mnie oceniać, jak byłoby naprawdę, natomiast te prawie pięćset stron historii dość wyczerpująco opisuje wzajemne relacje między diasporą żydowską a resztą świata. Relacje te od początku były trudne i burzliwe, czego nie ułatwiały – z jednej strony – nieufność wobec obcych, a z drugiej – wyraźna izolacja Żydów od reszty. Powodem, zdaniem Michaela Jonesa, jest Talmud. Zresztą judaizm talmudyczny, nie tylko w opinii tegoż autora, jest religią nowszą niż chrześcijaństwo, pisze o tym na przykład ks. Waldemar Chrostowski. Religia ta powstała na bazie judaizmu starotestamentalnego, ale w opozycji do chrześcijaństwa, co jest niezwykle istotne. A Talmud, jako zbiór przepisów organizujących drobiazgowo życie religijnych Żydów, pełen jest lapsusów – mówiąc łagodnie – dość nietolerancyjnych wobec wyznawców Chrystusa. Stąd elitaryzm oraz izolacjonizm tego narodu.
Michael Jones, pisząc swoją publikację, miał na uwadze nie tylko rewolucyjne zaangażowanie Żydów, ale również ich częsty akces do tajnych stowarzyszeń jak Różokrzyżowcy, Iluminaci i masoneria. Zresztą te trzy mocno inspirowały się mistyką hebrajską, przede wszystkim Kabałą. Związek ten jest w zasadzie nierozerwalny. Późniejsza rewolucja francuska czerpała z dorobku wolnomularstwa, przede wszystkim w walce z religią Jezusa Chrystusa. W pewnych momentach książki, chociażby wymienionych przed chwilą, nieraz traci się z oczu głównych bohaterów. Dzieje się tak również podczas omawiania przedrewolucyjnych intryg i spisków angielskich Wigów, mających na celu destabilizację sytuacji politycznej na kontynencie europejskim. Wówczas głównym tematem przestają być Żydzi, ale przede wszystkim Szkoci i Anglicy. Mam więc wrażenie, że ten główny problem czasami mimowolnie znika z kart tej pozycji.
Inną nierozerwalnie związaną z tym narodem cechą jest mesjanizm. Żydzi, którzy nie uznali Chrystusa, są zdaniem pisarza, zdeterminowani, aby poszukiwać mesjasza. Na początku czynili to w łonie swojej religii, a potem im bardziej postępowała ich laicyzacja, tym chętniej przenosili się w tym kontekście na płaszczyznę polityki. I tak, na początku XIX wieku wielu Żydów upatrywało politycznego zbawcy w Napoleonie, a za sto lat zbawicielem miała stać się ideologia komunistyczna. Na tym jednak nie koniec, bo rewolucja jest jak rower – co powiedział Che Guevara – musi wciąż jechać, bo inaczej się przewróci. Wiek XX to zmiany obyczajowe lat 60. i 70. oraz podmiana na rynku idei – mianowicie zastąpienie trockizmu neokonserwatyzmem. Autor ma w tym względzie ciekawe spostrzeżenia, bo stwierdza, że jedna i druga polityczna idea są swoimi bliźniaczymi siostrami.
Warto sięgnąć po „Gwiazdę i krzyż”, tym bardziej, jeśli interesuje nas nie tylko historia Żydów, ale mechanizmy powstawania rewolucji – tych na papierze, w sferze idei, i tych jak najbardziej namacalnych i pełnych zapachu prochu. Czy jednak jest to książka antysemicka? Nie sądzę. Jones napisał ją z perspektywy katolickiej, rozgraniczając szacunek do człowieka przy jednoczesnej krytyce jego działań. Przecież absurdem i brakiem logiki jest sądzić, że istnieją na świecie narody wybrane, których działania nie powinny podlegać ocenie.
Michael Jones, Gwiazda i krzyż, tłum. J. Morka, wyd. Wektory, Sadków 2007, ss. 440.
0 komentarze:
Prześlij komentarz