Peter Hook - Joy Division od środka. The Eternal Leaders of Men


Jeśli spróbować by wskazać dziesięciu najbardziej wpływowych i znaczących wykonawców muzyki rockowej, musiałby wśród nich znaleźć się zespół Joy Division. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Ten, założony w drugiej połowie lat 70. band, który wydał zaledwie dwie studyjne płyty, okazał się katalizatorem przemian zachodzących w rocku. I chociaż nie wyszli poza lata 70., bo drugi album „Closer” ukazał się w roku 1980, będącym ostatnią wiosną siódmej dekady XX wieku, stali się ojcami chrzestnymi muzyki postpunkowej, nowofalowej, gotyckiej. Patrząc dzisiaj na komercyjne sukcesy Editors, White Lies, lekko zakurzonego Interpolu, czy twórcze poszukiwania awangardzistów z amerykańskiego Soft Moon, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie istnienia tych zespołów bez skromnego dorobku kwartetu z Manchesteru. Na polskim rynku ukazała się właśnie druga pozycja dotycząca wymienionych w poprzednim zdaniu muzyków. Pierwszą z nich była książka żony Curtisa, Deborah, wydana pod tytułem „Przejmujący z oddali”. Teraz otrzymujemy rzecz pisaną równie z bliska, ponieważ jej autorem jest basista kapeli Peter Hook.

Wielka Brytania drugiej połowy lat 70. to kraj wstrząsany paroksyzmami punkowej rewolty artystycznej. Malcolm McLaren i jego „boysband” zwany potocznie Sex Pistols rządzą na tamtejszej scenie. Równie wielką estymą cieszą się bardziej stonowani The Clash, The Damned czy The Undertones (płaczący za mamami na miesięcznej trasie koncertowej!). Ruszono z posad bryłę świata, wysyłając w kosmos artystowskie granie o siedmiu zbójach, czyli tak zwany rock progresywny. Młodość dodała punkowcom skrzydeł, ale romantyczna energia pulsująca w nagraniach młodych grup podejrzanie szybko zaczęła się wytracać. W takich warunkach powstaje kolejna załoga punkowa, grupa Warsaw, której trzonem jest właśnie autor książki, grający na basie Peter Hook. Przeciwnicy punk rocka, jako muzyki o robotniczym, plebejskim rodowodzie, znajdą w jego książce argumenty za tym, dlaczego słuchają Yes, a nie Buzzcocks. Hook nie szczędzi nam wrażeń i opisuje całą otoczkę nowego muzycznego ruchu: anarchizm obyczajowy, notoryczne łamanie prawa, bójki i wszechobecny syf małych, zapyziałych klubów muzycznych. Koncert bez mordobicia? Zapraszamy na Pink Floyd! Punkowcy krew lubili i lubili, gdy było głośno. Lumpenproletariat szalał, nikomu nie śnił się jeszcze intelektualnie zaangażowany punk w klimatach dzisiejszych miłośników „Krytyki Politycznej”.

W takich właśnie warunkach powstaje Warsaw, protoplasta Joy Division, a de facto nie ma między tymi zespołami wielkiej różnicy. Muzycy z pewnych względów musieli zmienić nazwę, pozostając nadal tym samym bandem co przedtem. Hook również aniołkiem nie był, rozrabiał w szkole, dokonywał drobnych kradzieży, bił się z innymi. Ot żywot przeciętnego angielskiego nastolatka z klasy niższej. Dlatego dojście do zespołu Iana Curtisa, człowieka, który czytał Kafkę i chodził do galerii na wystawy, musiało zaowocować silnym fermentem, z którego wyrosła niezwykle oryginalna twórczość. Co jest interesujące, Peter Hook ani razu nie przestaje określać muzyki Joy Division mianem punk rocka. Może to dziwić słuchaczy zespołu, którzy słusznie zaprotestują, że na płytowych nagraniach grupy punka po prostu nie ma. Ale słuchając Warsaw czy wczesnych piosenek umieszczonych na kompilacjach takich jak „Still” i „Substance”, widać, że od surowej stylistyki nie było muzykom daleko.

Hook snuje swoją opowieść, zaczynając od własnej biografii. Jak wspomniałem wyżej, możemy w niej być świadkami ponurej angielskiej rzeczywistości od końca lat 50. do siódmej dekady XX stulecia włącznie. W tym wszystkim widać aspekty życia, które dzisiejszym początkującym muzykom muszą wydawać się wzięte z kosmosu. Szczególnie tym na Zachodzie, bo u nas taka siermiężność wciąż jest na czasie. Co prawda, kłopoty młodocianych grajków chcących rzępolić na trzech akordach były nieporównywalnie mniejsze od tych, które spotykały ich ziomków zamkniętych za żelazną kurtyną, w krajach demokracji ludowej. Jednak wydaje się dzisiaj, że organizacja koncertów, nagrywanie płyt, szczególnie w środowisku kapel alternatywnych, było o wiele bardziej spartańskie niż dzisiaj. Hook obrazowo opisuje przeróżne podejrzane speluny, w których jego zespół grywał aż do końca kariery. Zresztą słowo „kariera” pozostaje wzięte w cudzysłów nie bez powodu. Joy Division związali się z początkującą, niezależną wytwórnią Factory Records i w związku z tym faktem pozostali zespołem artystycznie wolnym. Natomiast ceną, którą muzycy płacili, był brak klasycznie pojętej kariery.

W książce nie może zabraknąć oczywiście głównego aktora spektaklu, którym jest charyzmatyczny wokalista Ian Curtis. Hook konfrontuje jego spiżowy i gotycki wizerunek, który jest jego zdaniem tylko subiektywną opinią przebywającym z nim kobiet: żony oraz kochanki, z ludzkim i nieco niesfornym, chłopackim obliczem ziomka z sąsiedztwa. W jego oczach Curtis nie jest tylko nawiedzonym, nadwrażliwym poetą rocka, ale łobuzem, który potrafi sikać do śmietnika w pokoju hotelowym, albo pokazywać kolegom z zespołu monstrualnie wielką kupę, którą zauważył w szalecie. Zresztą autor wspomina niejednokrotnie, że Curtis zagubił się w rolach, które grał. Zadaje pytanie, czy tak skrajne maski, które przyoblekał wokalista, były szczere w każdym przypadku. Samobójstwo lidera Joy Division do tej pory pozostaje nierozwiązaną tragedią; Hook widzi w nim również swoją winę.

Ważnym elementem książki są objaśnienia do utworów zespołu, chociaż tylko do tych znajdujących się na regularnych albumach – „Unknown Pleasures” i „Closer”. Hook odkrywa także pewną tajemnicę unikatowości brzmienia zespołu. Bez producenta obu płyt, Martina Hannetta, debiut kapeli byłby według autora kolejną punkową płytą opatrzoną banalną okładką i zawierającą takąż muzykę. I mimo faktu, że Hook pozostał czynnym muzykiem, odnoszącym późniejsze sukcesy w reinkarnacji Joy Division, jaką był New Order, odnosi się on do swojej późniejszej twórczości z lekceważeniem, albo i pogardą. Bo legendy pozostają wieczne.

Peter Hook, Joy Division od środka: nieznane przyjemności, tłum. A. Wyszogrodzka, wyd. Bukowy Las, Wrocław 2014, ss. 391.

Tekst pochodzi z portalu wNas.pl. Kultura jest w każdym w nas.

JOY DIVISION od środka. Legendy pozostają wieczne. RECENZJA

2 komentarze:

  1. Biografię autorstwa żonki znałem na pamięć w zamierzchłych czasach połczyńskiego liceum, ale o biografii Hooka nie miałem pojęcia. Pokłon i dzięki

    OdpowiedzUsuń
  2. W pełni zgadzam się z tezą, że zespół Joy Division wywarł ogromny wpływ na współczesnych muzyków. Gdyby nie ta formacja,również polska scena muzyczna byłaby uboższa o niejeden dobry kawałek - warto choćby wspomnieć o pierwszych płytach polsko-norweskiego De Press.

    OdpowiedzUsuń