Ponad dwadzieścia lat wyrabiania polityki historycznej w duchu zbiorowego wstydu musiało zrobić swoje. Mianowicie, wielu uwierzyło, a przede wszystkim liberalno-lewicowi intelektualiści, że bycie Polakiem łączy się z odwiecznym antysemityzmem, a naród nasz w czasie wojny nie robił niczego innego, jak tylko wydawał Żydów w ręce – nie Niemców – nazistów. W robocie tej przydatne były książki Grossa czy artykuły w gazecie, której imienia wymawiać nie wolno, stawiające tezy, że patriotyzm jest jak rasizm, a powstańcy warszawscy zabijali Żydów. Nie dziwi się fakt, że próby zmiany tego historycznego paradygmatu na bardziej zniuansowany spotyka się z histerycznym wyciem salonowych piesków. Na nic grube tomiszcza, zwane dla niepoznaki reportażami, z których wynika, że polski chłop nie robił niczego, jak tylko uganiał się po swoim polu za Żydami, aby odprowadzić ich na najbliższy posterunek policji – nie niemieckiej – nazistowskiej. Na nic gadanie o innych stodołach, poza Jedwabnem. Nawiasem mówiąc, przypominam, że jakoś nikt poza tym niechlubnym wyjątkiem żadnej innej stodoły nie wskazał. Od kilku lat na szczęście zaczęła zmieniać się narracja, czego wcale nie łączę ze zmianą parlamentarną. Zaczęto głośno mówić o Żołnierzach Wyklętych, a na Polaków w czasie okupacji przestano patrzeć jak na tych, których bano się bardziej niż Niemców. Mimo faktu, że salonowi oskarżyciele Polski i polskości nadal gardłują, ich głos jest już jednym z wielu, a jego znaczenie powoli się zmniejsza.
Ten stan rzeczy zawdzięczamy Janowi Markowi Chodakiewiczowi, Ewie Kurek czy autorowi omawianej pozycji – Dariuszowi Walusiakowi. Jego „Winni” to popularna w formie i treści publikacja dotycząca niełatwych wzajemnych relacji między Polakami a Żydami, począwszy od okresu międzywojennego, aż po drugą wojnę światową. W tym miejscu można by jednak postawić zarzut w stosunku do autora, ale jego odparcie nie będzie specjalnie trudne. Zarzut ten dotyczyć może rozłożenia akcentu, z czego wynika, że postawy szmalcownictwa praktycznie nie istniały, a Polacy nie mają sobie niczego do zarzucenia. To dość jednostronne stanowisko trzeba jednak wytłumaczyć faktem, że „Winni” mają być odtrutką, która faktycznie skupia się na szlachetnych postawach, ale ich uwypuklenie wcale nie musi oznaczać, że zdarzały się w naszym społeczeństwie wręcz przeciwne zachowania. Tyle gwoli wprowadzenia w tematykę książki.
Dariusz Walusiak prowadzi narrację w sposób chronologiczny, rozpoczynając od trudnych lat przedwojennych, w których niechęć do Żydów była zjawiskiem ogólnoeuropejskim, a co ważniejsze – wzajemnym. Istnienie żydowskich bojówek napadających na gojów jest bowiem coraz większym tabu, a w politycznie poprawnych opowieściach nie istnieje. I zdarzało się przecież, jak wspomina autor, że przedwojenni narodowcy, niechętni wobec Żydów z powodów ekonomicznych czy politycznych, podczas wojny angażowali się w ich ratowanie. Znany jest przecież przypadek Zofii Kossak-Szczuckiej, która była główną organizatorką Żegoty. A co zrobił Czesław Miłosz, oskarżający lud Warszawy o zabawę na karuzeli postawionej bezpośrednio przy murach getta? Co więcej, przez myśl mu nie przeszło, aby wspomnieć w swoim oskarżycielskim wierszu („Campo di Fiori”), kto tę karuzelę stawiał, i że wcale nie byli to Polacy. Gdy przychodzi do opisywania działań wojennych, Walusiak stara się nakreślić jak najdokładniej tło wydarzeń, które wcale nie są oczywiste nawet dla ludzi z maturą. Ci najczęściej powtarzają kilka frazesów (jeśli w ogóle wiedzą o II wojnie światowej), w których powtarzają się rzeczowniki: Hitler, Holokaust i Hiroszima.
Taki prosty wykład jest więc potrzebny, nawet po to, aby uporządkować argumenty, które mogą być przydatne w dyskusji z licznymi jeszcze pedagogami wstydu. A przecież zdanie Polacy zabijali Żydów jest tak samo logicznie niepoprawne jak to, że Żydzi zabijali Polaków. W UB przecież nacja ta stanowiła nadreprezentację i piszą o tym nawet historycy lewicowi. Po prostu z faktami się nie dyskutuje. Walusiak stara się więc cierpliwie tłumaczyć, że czym innym było działanie szmalcownika, który wydawał Żydów dla pieniędzy, czym innym działanie partyzantki komunistycznej, która takie grzechy miała na sumieniu, a czymś zupełnie innym wyrok państwa podziemnego na Żydzie, który swoich współbraci denuncjował Niemcom. Poza tym autor wiele miejsca poświęca na kwestie tak oczywiste, jak ratowanie Żydów. I znów tłumaczy, że w całej Europie tylko w naszym kraju za te działania groziła śmierć na miejscu – całej rodziny. I przypomina, który naród ma w swoim gronie najwięcej Sprawiedliwych. I wcale nie jest to Francja. Czytając Walusiaka, frustrujemy się, że przez ponad dwadzieścia lat postkomunistycznej Polski akcentowano i wyolbrzymiano tylko te złe rzeczy, tak jakby chciano wmówić nam, że jesteśmy narodem sprawców. Trzeba mieć nadzieję, że ta narracja odejdzie w zapomnienie, w parze z pewną gazetą, której imienia wymawiać nie wolno.
Dariusz Walusiak, Winni. Holokaust i fałszowanie historii, DW Rafael, Kraków 2016, ss. 444.
0 komentarze:
Prześlij komentarz