Podróże podobno kształcą, a w rzeczywistości tylko tych, którzy wiedzą dokąd i po co się w podróż wybrali. Tych niewykształconych jest mnóstwo, przy czym nie mam na myśli januszy last minute, ale podróżniczych celebrytów, którzy swoje wrażenia z egzotycznych wojaży najczęściej plagiatują, a na okładkach ich książek w centralnym punkcie widnieją ich nieskalane myśleniem oblicza. Na szczęście do tej grupy nie należy Wojciech Rogala, który w świecie podróżniczych literatów jest człowiekiem znikąd. Czytelnika nie obciąża więc fakt, że autor relacji czy reportażu z zagranicznej wyprawy jest znaną twarzą w światku pisarskim, dziennikarskim, aktorskim (niepotrzebne skreślić). Aktor czy dziennikarz (a może lepiej napisać „prezenter pogody”) napisze cokolwiek, co się wyda w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, przy czym kuleć będzie merytoryczna część jego publikacji. Autorzy-pasjonaci, do których zalicza się Wojciech Rogala, pod względem biznesowym mają trudniej, bo nie idzie za nimi fama nazwiska, ale najczęściej piszą o wiele bardziej rzeczowo. I z czystym sumieniem mogę to stwierdzić w przypadku „Witajcie w białej Afryce”. Reportaż ten nie jest może rewelacyjny pod względem literackim, wszakże jego autor w życiu codziennym zajmuje się czymś innym niż pisanie, ale faktograficznie stoi na wysokości zadania.
Sam oksymoron w tytule może drażnić, ponieważ Afryka jest kontynentem kojarzonym z ludnością murzyńską. A każdy, kto ośmiela się zauważyć, że niektóre państwa Czarnego Lądu zamieszkuje rdzenna ludność biała i że ma ona do Afryki takie samo prawo jak czarnoskórzy, jest przez wiadome środowiska okrzykiwany mianem rasisty. Swoją drogą, ci sami ludzie oburzają się, gdy część politycznych środowisk na naszym kontynencie uznaje Europę za naturalne środowisko dla ludności białej i z niechęcią odnosi się do kwestii przyjmowania uchodźców. Murzyn może być dumny ze swojej skóry i wprowadzać rasistowskie prawa dyskryminujące białego człowieka. Biały człowiek – absolutnie nie. Cóż, socjaliści i logika to dwa różne światy. Wydaje się, że Wojciech Rogala stoi w poprzek tym politycznie poprawnym sądom, o czym wielokrotnie daje do zrozumienia w swoim reportażu. Głównym tematem „Witajcie w białej Afryce” jest młode państwo, sąsiadująca z RPA Namibia, która – z tego, co pisze autor – jest jednym z najbezpieczniejszych państw afrykańskich. Przez 1990 rokiem stanowiła federacyjny organizm wspólnie z Republiką Południowej Afryki, a dzisiaj jest krajem, w którym odmiennie niż na pozostałych częściach kontynentu, rządzi demokratyczny rząd.
W Namibii biali ludzie stanowią sześć procent tego ponaddwumilionowego państwa. Językiem urzędowym jest angielski, ale częściej słyszy się afrikaans oraz niemiecki. Ten pierwszy to skutek ścisłego powiązania z RPA, a drugi – burzliwej historii kolonizacji. Niemcy, pod wodzą Bismarcka, prędzej chętne były, aby poszerzać swoją przestrzeń życiową w Europie, co boleśnie odczuli nasi rodacy w zaborze pruskim. Jednak polityczny wyścig kolonizacyjny powodował, że Rzesza nie chciała pozostawać w tyle. Skutkiem tego wyścigu było zasiedlanie południowo-zachodnich rubieży Afryki. Nie dziwi więc dzisiaj fakt, że niektóre miasteczka w Namibii przypominają poniemieckie miejscowości na Dolnym Śląsku. Autor staje tutaj w rozkroku, ponieważ podziwia zapał pionierów, budujących na pustyni swoje domostwa, linie kolejowe, sprowadzających materiały z całej Europy. Z drugiej strony widzi ludobójcze zapędy Niemców, które o kilkadziesiąt lat wyprzedziły II wojnę światową. Otóż, obozy koncentracyjne, eksperymenty medyczne na ludziach, idea podludzi i przestrzeni życiowej były testowane przez Niemców właśnie w Namibii. Widać więc, że prawdziwi Aryjczycy mają to we krwi. Czytając o tym, co Niemcy robili z czarną ludnością, wcale nie żałuję dzisiejszego losu ich potomków.
Faktem jest natomiast, że i biali i czarni mieli na swoim koncie podobne zachowania. Część rdzennych ludów na przykład prześladowała Buszmenów, nie uważając ich za ludzi, a jedni i drudzy tak samo odmawiali człowieczeństwa Basterom, czyli mieszankom afrykańsko-europejskim, którzy do dziś dnia czują się w Namibii obywatelami drugiej kategorii. Jak więc widać, myślącemu człowiekowi trudno zamknąć opowieść o Afryce we frazesach o rasizmie, kolonializmie, złych białych i szlachetnych dzikusach. Rzeczywistość jest bardziej zagmatwana, a Wojciech Rogala, obserwując Namibię z bliska, próbuje rozwikłać ten węzeł gordyjski. Dzisiejsza Namibia poszła bowiem drogą RPA, wprowadzając wzorem socjalistycznych państw w Europie Środkowo-Wschodniej punkty za pochodzenie. Ta akcja afirmacyjna nakazuje białym, którzy w większości rządzą gospodarką tego kraju, zatrudniać czarnych, również na kierowniczych stanowiskach. Natomiast jest to państwo przyjaźniejsze dla białego człowieka; nie giną tam farmerzy, co dzieje się w Zimbabwe i RPA, a przestępczość utrzymuje się na bardzo niskim, szczególnie w Afryce, poziomie.
„Witajcie w białej Afryce” pokazuje więc nieco inny obraz tego kontynentu. Do tego skupia się na państwie praktycznie nieobecnym w polskich mediach. O tym medialnym milczeniu rozmówcy autora wypowiadają się jednak pozytywnie. Bo przecież nie mówi się głośno o krajach, w których nic złego się nie dzieje. Nie jest z pewnością Namibia rajem na ziemi, ale – co podkreślają biali ją zamieszkujący – da się w niej żyć i to pomimo prowincjonalnej nudy. Jednak wszyscy zgodnie podkreślają, że nie identyfikują się z dzisiejszą polityką państwa, nie obchodzą świąt narodowych, a w dodatku zastanawiają się, ile potrwa ten spokój. Trudno orzec, jakie będą losy Namibii, ale jedno jest pewne: biały człowiek ma w jej przeszłości i teraźniejszości zapisane miejsce.
Wojciech Rogala, Witajcie w białej Afryce, wyd. Muza, Warszawa 2017, ss. 429.
0 komentarze:
Prześlij komentarz