E. Michael Jones - Zdeprawowani moderniści. Intelektualne bzdury


Od kiedy Zygmunt Freud zaciągnął na kozetkę pierwszego pacjenta, narodziła się współczesna psychologia. Ta, oznaczająca w starożytnej Grecji naukę o duszy, dziedzina filozofii, zmieniła się w nowoczesną naukę, która do dziś dzień stanowi najtwardsze jądro każdego uniwersyteckiego programu nauczania o ludzkim wnętrzu. Również od kiedy Pablo Picasso namalował pierwszy kubistyczny obraz, zmieniła się bezpowrotnie historia sztuki. Twórcy i publiczność zauważyli, że nie trzeba odzwierciedlać rzeczywistości, ale że można ją do woli deformować. Z kolei gdyby nie pewna książka Margaret Mead, być może rewolucja seksualna nie miałaby miejsca. Gdyby autorka nie przedstawiła mieszkańców Samoa jako wyzwolonych erotycznie szlachetnych dzikusów, jej idee nie zostałyby podchwycone przez dużą część młodzieży zachodniego świata. Co łączy więc te trzy przypadki? Pioniera nowoczesnej psychologii, rewolucyjnego malarza i słynną antropolog? Otóż, wziął je pod lupę konserwatywny amerykański pisarz E. Michael Jones i zdemaskował. Zdaniem autora, zarówno Freud, Picasso i Mead stworzyli swoje dzieła za sprawą nieuporządkowanego życia erotycznego. „Zdeprawowani moderniści” to więc książka o tym, w jaki sposób łamanie szóstego przykazania wpływa na głoszone idee. A jest to wpływ większy, niż nam się wydaje. 

Jest to więc główna teza „Zdeprawowanych modernistów”. Każda z omówionych przez Jonesa postaci borykała się z własnym grzechem i tej walki nie wygrała. Stąd porzucanie wiary przez niektóre z nich, stąd również podporządkowywanie głoszonych zasad własnemu duchowemu zamętowi. Zjawisko to widać doskonale na przykładzie malarstwa Picassa. Autor zauważa w jego procesie twórczym interesującą zależność: malarz, będąc lubieżnikiem i mizoginem, wiązał się z coraz młodszymi kobietami (naturalnie, posiadał również żonę, którą więc regularnie zdradzał). Na początku każdego związku jego portretowanie rzeczywistości zbliżało się do poetyki realistycznej, a przynajmniej do jako takiego naśladowania świata. Natomiast gdy już nudził się kolejnymi podbojami i zaczynał ze swoimi kobietami walczyć, wracał znów do deformacji. Autor zauważa więc w tym przypadku prosty mechanizm, który wprost wywodzi się od erotycznego pożądania (albo – jak w drugiej fazie związków Picassa – od wstrętu).

Margaret Mead z kolei ukazana jest jako pospolita intelektualna oszustka, której teorie na temat seksualnego wyzwolenia ludów Samoa nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Autorka „Dorastania na Samoa” nie przeprowadziła żadnych badań, spędziła tam kilka tygodni, podczas których nawet nie rozmawiała z autochtonami, ponieważ… nie znała miejscowego języka. Za to jej brednie do dzisiaj funkcjonują jako podstawa studiów antropologicznych. Równie mocno bredził Freud, którego koncepcja kompleksu Edypa, rzekomo tłumacząca wszystkie zachowania człowieka, wzięła się z jego pożądania do własnej szwagierki. Oczywiście pożądanie to zostało spełnione, jak na otwarty i nowoczesny umysł przystało. Michael Jones zadaje więc między wierszami pytanie: jaką wartość mają teorie i twórczość oparte z jednej strony na seksualnych aberracjach ich twórców, a z drugiej – na jawnym fałszu, gdyż przypadki Freuda i Mead pokazują, że w ich sytuacji wszystko, co wymyślili, było jedynie wyobrażeniem. „Zdeprawowani moderniści” są więc mocnym głosem oskarżycielskim w kierunku współczesnej nauki i każą patrzeć na psychologię oraz antropologię kulturową nie jak chcieliby ich przedstawiciele – nauki ścisłe, ale niewarte funta kłaków rojenia zwane współczesną humanistyką.

„Zdeprawowani moderniści” nie skupiają się jednak tylko na tych trojgu. Ich bohaterami są na przykład Alfred Kinsey, wyjątkowy degenerat, którego biografia wskazuje na uprawianie seksu z dziećmi, czy lokalne uniwersyteckie gwiazdki z młodości autora – Stanley Fish i Jane Tompkins. Michael Jones miał to szczęście, albo nieszczęście, że jako student rzucony był w sam środek rewolucji kulturalnej roku 1968. Miał wówczas dwadzieścia lat, więc będąc młodym człowiekiem, uczestniczył w kampusowo-uczelnianym życiu młodej lewicy. Alfred Kinsey był zaś jednym z jej idoli. To on właśnie sfałszował badania, z których wynikało, że przeciętny Amerykanin jest bardziej zboczony, niż wydaje się społeczeństwu. Przeprowadził kilkanaście tysięcy wywiadów dotyczących życia seksualnego, zaś fałszerstwo polegało na tym, że jego rozmówcami byli przede wszystkim homoseksualiści, bywalcy burdeli czy prostytutki. Mając takie źródła informacji, mógł z łatwością przekonać społeczeństwo, że niestandardowe zachowania seksualne są zjawiskiem częstym, więc w zasadzie pożądanym i chwalebnym.

„Zdeprawowani moderniści” to ciekawe studium pewnej choroby, która nieleczona zdecydowała o zepsuciu dzisiejszego świata. Jest nią grzech przeciwko szóstemu przykazaniu i to na wielu różnych płaszczyznach. Myśliciele i artyści, których opisał amerykański autor, mieliby z pewnością wiele w tej kwestii do powiedzenia. Ich moralność pozostawiała wiele do życzenia, a tezy, które głosili, były konsekwencją ich wyborów etycznych, a nawet estetycznych, jak w przypadku Pabla Picassa. Wedle starej zasady złe drzewo nie może rodzić dobrych owoców, jedynie zatrute, tak jak twórczość intelektualna bohaterów niniejszej publikacji.

E. Michael Jones, Zdeprawowani moderniści. Nowoczesność jako usprawiedliwienie seksualnej amoralności, tłum. J. Morka, wyd. Wektory, Wrocław 2013, ss. 264.

0 komentarze:

Prześlij komentarz