Rewolucja obyczajowa weszła już w nową fazę i wyraźnie przyspieszyła. Do skrótu LGBT wciąż dołączają nowe literki i plusy, a liczba płci rośnie. Coraz młodsze dzieci zachęca się do zmiany z dziewczynek na chłopców i odwrotnie. Piosenkarki dokonują aborcji, bo mają za małe mieszkania, a mając do wyboru dziecko czy kota, preferują zwierzę. Z kolei jedzenie mięsa zaczyna zakrawać na zbrodnię, czemu przyklaskują również celebryci mieniący się katolickimi. Tolerancja obejmować ma wszystkich ludzi, naturalnie z wyjątkiem białych heteroseksualnych mężczyzn. Mężczyźni zaś homoseksualni powinni, a nawet muszą brać udział w świeckich procesjach, zwanymi marszami równości. Tak, proszę państwa, cywilizacja wydaje kryzysowe jęki, a próbuje je przekrzyczeć Marek J. Chodakiewicz. Świat stanął na głowie, co wielu przywodzi na myśl czasy ostateczne, natomiast jak będzie w rzeczywistości, wie tylko sam Bóg. Na razie jednak mamy „O cywilizacji śmierci”, czyli zbiór felietonów Chodakiewicza poświęcony zmianom obyczajowym ostatnich dwudziestu kilku lat.
Chyba najciekawsze jest w tym tomie konfrontowanie się z najstarszymi tekstami, publikowanymi przez autora już w latach 90. Widać w nich nieśmiałą jeszcze polityczną poprawność, a większość eksperymentów społecznych jak gender czy adopcja dzieci przez – jak to pisze Chodakiewicz – „wesołków” – nie stanowi jeszcze głównego hasła lobby homoseksualnego. Jeszcze nikomu nie śnili się ksiądz Charamsa czy ksiądz Kachnowicz, którzy zrzuciwszy sutanny, stanęli w awangardzie tęczowej rewolty, ale to, co autor opisywał na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka na co dzień, może kojarzyć się z obecną polską rzeczywistością. Teksty późniejsze to przede wszystkim tematy bieżące, w których publicysta zdaje się być zdominowany przez tematykę elgiebete. Obserwacje ma słuszne, ale nagromadzenie tylu podobnych w wymowie felietonów powoduje, że zamiast zaciekawienia czuje się znużenie. Kolejne teksty zlewają się ze sobą, mimo że pochodzą z różnych lat i czasopism. W każdym razie najlepsze są tutaj kawałki amerykańskie, w których Chodakiewicz ciekawie opisuje życie codzienne mieszkańców USA: elity naukowe, artystyczne a w końcu zwykłych ludzi. Stany Zjednoczone jawią się w „O cywilizacji śmierci” jako kraj religijny, chrześcijański, którego elity pozostają ślepe i głuche na idee wyznawane przez większość mieszkańców.
Fakt ten może dziwić niektórych czytelników, którzy USA kojarzą przez pryzmat amerykańskich produkcji filmowych rodem z najbardziej świeckiego i postępowego stanu, jakim jest Kalifornia. Spora część tego kraju, zwłaszcza zaś południe, jest wciąż konserwatywna, chociaż protestancka. Ten konserwatyzm jest jednak kontestowany na większości uczelni, w których panuje lewicowy paradygmat, wedle którego im głupiej, tym lepiej. A im mocniej kopie się chrześcijaństwo, tym mocniej jest się docenionym w kręgach akademickich. To, co opisuje Chodakiewicz z perspektywy amerykańskiej, jest już, niestety, normą na większości polskich uczelni, na których króluje pokolenie nowych marksjan. Autor, opisując Stany Zjednoczone, nie stroni również od tematyki krajowej czy watykańskiej. Zjawiskiem, które potępia szczególnie, jest lawendowa mafia w łonie Państwa Kościelnego. Pisze też o pornografii, tatuażach, kulturze hedonizmu, feminizmie i innych patologiach, wśród których na prowadzenie wysuwa się perwersyjny homoseksualizm. I tu autor stara się odróżnić aktywistów gejowskich od ludzi, którzy mając tę przypadłość, nie narzucają jej innym.
Siłą rzeczy ten felietonistyczny styl powoduje, że „O cywilizacji śmierci” jest zaledwie ślizganiem się po trudnych tematach dotyczących rozkładu zachodniego świata. Felieton zawsze lepiej sprawdza się w gazecie jako doraźny tekst komentujący zastaną rzeczywistość, niż w grubym tomie, w którym sąsiaduje z wieloma innymi tekstami. A spora ich liczba powtarza te same tezy, bo przecież drukowane były w różnych miejscach i o różnym czasie. Ten krytyczny ton nie odnosi się oczywiście do poruszanych treści, bo te bulwersują, a sam autor ma rację, gdy piętnuje opisywane zjawiska. Tu potrzeba by jednak bardziej pogłębionej analizy, którą dają chociażby książki E. Michaela Jonesa. Publikacja Marka Chodakiewicza stanowi zaledwie zarys problematyki, który koniecznie trzeba uporządkować i zsyntetyzować.
Marek Chodakiewicz, O cywilizacji śmierci, wyd. 3S Media, Warszawa 2019, ss. 345.
Chyba najciekawsze jest w tym tomie konfrontowanie się z najstarszymi tekstami, publikowanymi przez autora już w latach 90. Widać w nich nieśmiałą jeszcze polityczną poprawność, a większość eksperymentów społecznych jak gender czy adopcja dzieci przez – jak to pisze Chodakiewicz – „wesołków” – nie stanowi jeszcze głównego hasła lobby homoseksualnego. Jeszcze nikomu nie śnili się ksiądz Charamsa czy ksiądz Kachnowicz, którzy zrzuciwszy sutanny, stanęli w awangardzie tęczowej rewolty, ale to, co autor opisywał na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka na co dzień, może kojarzyć się z obecną polską rzeczywistością. Teksty późniejsze to przede wszystkim tematy bieżące, w których publicysta zdaje się być zdominowany przez tematykę elgiebete. Obserwacje ma słuszne, ale nagromadzenie tylu podobnych w wymowie felietonów powoduje, że zamiast zaciekawienia czuje się znużenie. Kolejne teksty zlewają się ze sobą, mimo że pochodzą z różnych lat i czasopism. W każdym razie najlepsze są tutaj kawałki amerykańskie, w których Chodakiewicz ciekawie opisuje życie codzienne mieszkańców USA: elity naukowe, artystyczne a w końcu zwykłych ludzi. Stany Zjednoczone jawią się w „O cywilizacji śmierci” jako kraj religijny, chrześcijański, którego elity pozostają ślepe i głuche na idee wyznawane przez większość mieszkańców.
Fakt ten może dziwić niektórych czytelników, którzy USA kojarzą przez pryzmat amerykańskich produkcji filmowych rodem z najbardziej świeckiego i postępowego stanu, jakim jest Kalifornia. Spora część tego kraju, zwłaszcza zaś południe, jest wciąż konserwatywna, chociaż protestancka. Ten konserwatyzm jest jednak kontestowany na większości uczelni, w których panuje lewicowy paradygmat, wedle którego im głupiej, tym lepiej. A im mocniej kopie się chrześcijaństwo, tym mocniej jest się docenionym w kręgach akademickich. To, co opisuje Chodakiewicz z perspektywy amerykańskiej, jest już, niestety, normą na większości polskich uczelni, na których króluje pokolenie nowych marksjan. Autor, opisując Stany Zjednoczone, nie stroni również od tematyki krajowej czy watykańskiej. Zjawiskiem, które potępia szczególnie, jest lawendowa mafia w łonie Państwa Kościelnego. Pisze też o pornografii, tatuażach, kulturze hedonizmu, feminizmie i innych patologiach, wśród których na prowadzenie wysuwa się perwersyjny homoseksualizm. I tu autor stara się odróżnić aktywistów gejowskich od ludzi, którzy mając tę przypadłość, nie narzucają jej innym.
Siłą rzeczy ten felietonistyczny styl powoduje, że „O cywilizacji śmierci” jest zaledwie ślizganiem się po trudnych tematach dotyczących rozkładu zachodniego świata. Felieton zawsze lepiej sprawdza się w gazecie jako doraźny tekst komentujący zastaną rzeczywistość, niż w grubym tomie, w którym sąsiaduje z wieloma innymi tekstami. A spora ich liczba powtarza te same tezy, bo przecież drukowane były w różnych miejscach i o różnym czasie. Ten krytyczny ton nie odnosi się oczywiście do poruszanych treści, bo te bulwersują, a sam autor ma rację, gdy piętnuje opisywane zjawiska. Tu potrzeba by jednak bardziej pogłębionej analizy, którą dają chociażby książki E. Michaela Jonesa. Publikacja Marka Chodakiewicza stanowi zaledwie zarys problematyki, który koniecznie trzeba uporządkować i zsyntetyzować.
Marek Chodakiewicz, O cywilizacji śmierci, wyd. 3S Media, Warszawa 2019, ss. 345.
Całkowicie się zgadzam, że rewolucja kulturalno-obyczajowa niepokojąco ostatnio przyspiesza. Coraz bardziej przeraża mnie w jakiem kierunku to idzie. Tym bardziej, że o ile niedawno zachęcanie dzieci do do swobodnego traktowania tematyki płci było dosyć... Luźne, teraz mam wrażenie, że zaczyna to być wręcz priorytet czasami. Przeraża mnie w jakiem kierunku to wszystko idzie. Obyczajowość, edukacja, kultura. Kolejna ciekawa książka u Ciebie. Zapisuję sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńJeśli chciałabyś zgłębić tę tematykę, polecam Ci przede wszystkim "Libido dominandi" E. Michaela Jonesa - znajdziesz recenzję na blogu. Autor ten przedstawił dokładnie, gdzie leży geneza tej rewolucji i w jaki sposób ona przebiega. Mnie to już przestało i dziwić, i przerażać. Świat dawno skręcił w tę uliczkę, a uratować może nas tylko boska interwencja niczym w zakończeniu "Nie-boskiej komedii". Teraz większym problemem jest kryzys ekonomiczny, który zafundowali nam politycy w imię walki z rzekomą pandemią. Pozdrawiam i dzięki za komentarz!
Usuń