Jarosław Jakubowski - Hejter. Etosiarstwo i seks


Jarosław Jakubowski to pisarz wszechstronny, chociaż w pierwszej lidze nieobecny. Jednak kto ma go znać, ten zna. Kojarzą go przede wszystkim miłośnicy dramatu współczesnego, chociażby z takich adaptacji jak „Generał” czy „Licheń Story”. Jednak to nie jedyne pole, na którym autor uprawia swoją twórczość. Jest także autorem powieści kryminalnej, tomu opowiadań grozy, prozatorskich miniatur, a w końcu całkiem niezłej, klasycyzującej poezji. I chociaż nie jest tak „kościółkowy” jak Wencel czy Dakowicz, stoi obiema nogami po jasnej stronie mocy. Ubiegły rok, który był dla rynku wydawniczego niezbyt szczęśliwy, przyniósł najnowszy tekst tego koronowskiego pisarza. To współczesna powieść obyczajowa, nosząca znajomy tytuł – „Hejter”. Hejterom jednak, którzy myślą, że Jakubowski chciał wypłynąć na ostatnim filmie Jana Komasy, uświadamiam, że tytuł tej powieści był już wiadomy na jesieni 2017 roku. Jej losy były burzliwe, co opisuje blurb zamieszczony na ostatnim skrzydełku okładki. Mianowicie, nie było chętnych do jej wydania, co autor poczytuje za decyzję polityczną. Cóż, pewnie tak było, ponieważ dzisiaj wszystko jest polityką. Trzeba się tylko ustawić po odpowiedniej stronie i wydać można nawet zapiski na papierze toaletowym. Jeśli nie, cóż, nie mamy pańskiego płaszcza.

„Hejter” ukazał się więc w bólach nakładem niewielkiej bydgoskiej oficyny Bibliotekarium. W związku z tym nie będzie dostępny w wielkich sieciach księgarskich i pewnie od razu trafi do literackiego czyśćca. Czy szkoda? No właśnie, jestem zmuszony stwierdzić, że powieść ta nie przypadła mi do gustu. I to nie z powodów, dla których z pewnością odrzuciłby ją literacki salon warszawski XXI wieku. Ten stwierdził, ustami wydawnictw, odsyłając tekst z odmową wydania, że jest w niej zbyt dużo polityki i Smoleńska. Owszem, ten ostatni pojawia się w „Hejterze”, ale dosłownie na kilku stronach. Polityki też nie jest zbyt wiele – główny bohater – Artur Niewiadomski – nie ukrywa swoich zapatrywań na świat, ale nie czyni tego zbyt nachalnie. W tej sferze przydałoby się jednak zastąpić część sformułowań bardziej aluzyjnym językiem, po to, aby zyskać na uniwersalności przekazu. Najnowsza proza Jarosława Jakubowskiego nie porwała mnie z zupełnie innego powodu, a jest nim unoszący się nad nią duch pewnego francuskiego pisarza.

Michel Houellebecq, bo o nim mowa, pojawia się już w krótkim motcie powieści, a potem pozostaje z nami aż do końca lektury. Z Houellebecqowskiej gliny wydaje się ulepiony protagonista – Niewiadomski. To pisarz w średnim wieku, żałosny i użalający się nad sobą, przegrywający życie, trochę abnegat, trochę pijak, jak również bohater, który mógłby wcielić się w którąś z ról w kinie moralnego niepokoju. To jedno, co mi w tej powieści ciąży, ale nie jest to najpoważniejszy problem. Tym jest seks, którego w „Hejterze” pełno i to w naturalistycznym wydaniu. Gdyby to była jedna bądź dwie sceny, rozcieńczyłyby się w całości. Nie jest tak jednak; co chwilę – szczególnie w części pierwszej – pojawiają się pornograficzne opisy, ukazane w sposób obrzydliwy i odpychający. To właśnie główny element tego ducha, którym przepojone są utwory Michela Houellebecqa. Nie rozumiem, skąd u pisarzy, uważających się i uważanych za konserwatywnych, tyle pornografii. Rozbudowane łóżkowe sceny, w dodatku pokazane z odpowiednią dawką turpizmu, można przecież spotkać i u Wildsteina, i u Ziemkiewicza czy Chmielewskiego. To chyba szerszy i mało zbadany problem, który moim zdaniem można powiązać z posoborową duchowością katolicką.

Gdyby „Hejter” był powieścią słabą od początku do końca, na wszystkich polach, machnąłbym na niego ręką. Żal mi jednak, że całkiem niezły pomysł i dobrze poprowadzona akcja zostały zepsute cyckami, waginami i penisami w przeróżnych konfiguracjach. Bo przecież struktura utworu od początku wydaje się nieść w sobie pewien koncept. „Hejter” zaczyna się niczym szkatułkowa opowieść, wstępem prowadzonym przez narratora gdzieś pod koniec XXI wieku. O tym przyszłym świecie nie wiemy zbyt wiele, poza informacją, że jest naprawdę źle. Otwiera się więc przed czytelnikiem przestrzeń do dywagacji. Bardzo szybko jednak przenosimy się do początku XXI wieku, w którym pojawiają się już znane problemy. Polityczne, społeczne czy religijne. Najważniejszym w powieści jest jednak wątek autotematyczny, bo to pisanie wydaje się główną kwestią poruszaną przez autora. Jest to pisanie przynoszące sukces, ale tylko w wymiarze materialnym. Duch natomiast głoduje, nie mając się czym nakarmić. Tej pustki nie jest w stanie wypełnić pieniądz, dom na prowincji czy często uprawiany seks.

„Hejter” jest również powieścią o pewnym śledztwie. Na pierwszy plan, poza Arturem Niewiadomskim, wysuwa się wiec jego śledczy cień - komisarz Kutera. Ich rozgrywka do pewnego stopnia przypomina grę między Raskolnikowem a Porfirym Pietrowiczem. W końcu „Hejter” to powieść z kluczem, w której możemy się dopatrzeć śladów realnego życia literackiego, zarówno tego w błysku fleszy, jak i w zapomnieniu. Bohater główny przypomina nieco samego autora, chociaż nie tylko, widzę w nim odniesienia do Łukasza Orbitowskiego czy Szczepana Twardocha. Z kolei pechowy fotografik o pseudonimie Gruby kojarzyć się może z Wiktorem Żwikiewiczem, bydgoskim pisarzem science fiction – obaj są przedstawicielami autentycznej cyganerii. którzy pomieszkuja w ruderach i klepią biedę. Powieść Jarosława Jakubowskiego ma więc sporo mocnych stron, a miłośnicy Houellebecqa powinni ją zaakceptować w całości, włącznie z naturalistycznym seksem. W mojej jednak opinii ten ostatni sporo popsuł, niczym łyżka dziegciu w beczce miodu.


Jarosław Jakubowski, Hejter, wyd. Bibliotekarium, Bydgoszcz 2020, ss. 279.

1 komentarz:

  1. Wrócę poczytać resztę... Dobrze się czyta... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń