Obecnie death metalu słucham mało, z grindcore'a jedynie Napalm Death, ale nie zawsze tak było. Gdy zaczynałem swoją przygodę z ciężkim graniem w 1990 roku, w krótkim czasie, zaczynając od heavy metalu, poprzez thrash metal, dotarłem do gatunku, który odrzucił mnie swoją intensywnością. Jednak wystarczyło kilka miesięcy, abym wsiąkł w takie granie. Death, Obituary, Entombed, Edge of Sanity, Morgoth, Asphyx – zasłuchiwałem się w te kapele. Do żadnej subkultury nie należałem, nie nosiłem się na czarno, nie obchodziła mnie też ani ideologia, ani środowiskowe zasady głoszące, czego warto słuchać, a czego nie. Z tej przyczyny nie przeszedłem fascynacji wątpliwym jakościowo Cannibal Corpse czy nieinteresującym mnie z przyczyn lirycznych Morbid Angel. Słuchałem po prostu muzyki, mając w głębokiej pogardzie jakieś kulty czy uniformizację. Zresztą za chwilę odkrywać zacząłem zupełnie inne dźwięki, a death metal stał się jednym z lubianych przeze mnie stylów w muzyce. Z przyjemnością jednak sięgnąłem po „Oblicza śmierci” Alberta Mudriana, które są najobszerniejszym kompendium wiedzy na temat narodzin oraz ewolucji death metalu. Jest to drugie, uzupełnione wydanie; pierwsze ukazało się około dziesięciu lat temu i nosiło tytuł „Wybierając śmierć”.
Dla kogoś, kto chociażby otarł się o tę stylistykę, jest to pozycja obowiązkowa. Jednak nie tylko dla niego. Każdy, kto słucha szeroko pojętej muzyki rockowej czy popularnej i mieni się jej fanem, winien zapoznać się z tą pozycją. Dla tych, którzy siedzą w takich lub podobnych dźwiekach, będzie to uzupełnienie bądź usystematyzowanie odpowiedniej wiedzy, a ci, którzy lubują się w odmiennej muzyce, będą w stanie zajrzeć do świata, który być może jest hermetyczny, ale za to niezmiernie ciekawy. Death metal bowiem (jak i grindcore) powstał w latach 80. jako produkt ewolucji muzyki metalowej i punkowej. Z jednej strony mieliśmy thrash oraz początki black metalu, z drugiej crust punk – stylistycznie przecież nie tak odległy od tych najbardziej hałaśliwych form muzyki metalowej. To z nich wyewoluował death metal, początkowo tworzony przez zbuntowanych nastolatków, którzy z szokowania uczynili sobie znak rozpoznawczy. Szokowała sama muzyka, niebezpiecznie zbliżając się do zgiełku, szokowały teksty, poruszające tematy bulwersujące oraz skrajne. Szokowały w końcu wokale: bulgoty, wrzaski czy jęki potępieńców. Niektórzy, jak John Tardy z Obituary, młodzieniec o wyglądzie zagubionego chłopca z długimi włosami, wydawał z siebie krzyk godny najbardziej przerażającego zombie polującego na zwierzynę.
I jak to zwykle bywa, początki były najciekawsze i najbardziej twórcze. Najlepsze płyty w tym gatunku powstały w latach 1988-1993, o czym świadczy liczba tych wybitnych, ponadczasowych albumów, wytyczających ścieżki naśladowcom. Potem nastąpił przesyt tego typu graniem oraz kryzys, a zdaniem autora death metal wrócił na prawidłowy tor gdzieś około 1998 roku. Nie do końca się z tym zgodzę, bo uważam, że kryzys oraz uwiąd twórczy trwał nieco dłużej, gdzieś do początków XXI wieku. Z drugiej jednak strony późniejsze albumy ojców założycieli nie były już tak dobre jak ich juwenilia. A powroty po latach, jak At the Gates czy Carcass, były niczym strzał z kapiszona. Autor widzi to jednak inaczej; dla niego większość reaktywacji klasycznych grup deathmetalowych to pozytywne zjawiska owocujące w dodatku bardzo dobrą muzyką. Jest tak faktycznie w przypadku Napalm Death, których ostatnie albumy, wydane w obecnym stuleciu, przewyższają wszystko, co kapela nagrała wcześniej. Jednak ten brytyjski zespół nigdy się nie rozwiązał; w ich przypadku nie ma więc mowy o chwytaniu za instrumenty po kilku czy kilkunastu latach przerwy.
„Oblicza śmierci”, rzecz jasna, nie skupiają się tylko na tych najpopularniejszych zespołach. Autor opisuje w nich scenę brytyjską, amerykańską, holenderską, szwedzką i fińską, co stanowi spore uzupełnienie w stosunku do pierwszej edycji książki. Można by rzec z kolei, że brak tutaj sceny niemieckiej (Morgoth, Dark Millennium, Torchure), francuskiej (Massacra, Misanthrope, Supuration), greckiej (Nightfall, Septic Flesh), a nawet południowoamerykańskiej. Nie czynię z tego braku zarzutu, bo można by tak wymieniać w nieskończoność. Wolę skupiać się na tym, co zostało opisane, a te kilkaset stron druku oraz mnogość czarno-białych zdjęć to jakość sama w sobie. Nie jest to rozdział zamknięty, bo po pierwsze, wciąż trwa, a po drugie, im dalej w las, tym więcej drzew.
Albert Mudrian, Oblicza śmierci. Niewiarygodna historia death metalu i grindcore'u, tłum. J. Kozłowski, wyd. In Rock, Czerwonak 2020, ss. 571.
0 komentarze:
Prześlij komentarz