Nie było Maybacha. Redaktorzy „Gazety Wyborczej” Piotr Głuchowski i Jacek Hołub obalają mit posiadania przez Ojca Tadeusza Rydzyka tego luksusowego samochodu. Właśnie ukazała się pierwsza biografia charyzmatycznego zakonnika, który wzbudza tyle samo kontrowersji, co bezkrytycznego uwielbienia. Jedni mówią o Kościele toruńskim – obskuranckim i ksenofobicznym, inni bronią Okopów Świętej Trójcy, twierdząc, że to oni są prawdziwymi katolikami. Do kogo należy prawda? Jak to prawda, leży sobie ona pośrodku, nie narzucając się i z nachalnością nie wchodząc z butami do domu. Wystarczy tylko zmienić perspektywę, schylić się, aby po nią sięgnąć. Zimna wojna między imperiami Adama Michnika i Tadeusza Rydzyka jest faktem. „Imperator” z pewnością nie przekona adwersarzy „Wyborczej”, o czym świadczy recenzja opublikowana przez Jolantę Tomczak w „Naszym Dzienniku”. Z drugiej jednak strony zaskakującą opinię wydał na portalu Fronda.pl i w tygodniku „Do Rzeczy” Tomasz Terlikowski. Ten – według niektórych oponentów – katotalib docenił pozycję za obiektywizm.
Z jaką książką mamy więc do czynienia? Z jadowitą sztampą, jak chce redaktor Tomczak, czy z kawałem dobrej roboty, jak sugeruje naczelny Fronda.pl? Osobiście nie mam wątpliwości, chociaż ani „Nasz Dziennik” ani Fronda.pl nie stanowią bliskich mi mediów. „Wyborcza” tym bardziej, doceniam jednak kunszt piszących w niej reporterów, i „Duży Format”, który ideologicznie jest mi obcy, studiuję z niekłamaną przyjemnością. Sądzę, że Hołubowi i Głuchowskiemu udało się stworzyć profesjonalną, zobiektywizowaną biografię człowieka, który budził i będzie budzić różnorakie kontrowersje. Nie ma sensu przytaczać ich wszystkich w tym miejscu, bo powinny być one doskonale znane tym, którzy śledzą rozwój mediów toruńskich. Zagadkowy pobyt w Niemczech pod koniec lat 80., sprawa zbierania cegiełek na Stocznię Gdańską, czy przeszłość Jana Kobylańskiego, admiratora i hojnego sponsora dzieł O. Rydzyka to sprawy wciąż nierozwikłane, czekające na światło, które je opromieni. Redaktorzy, naturalnie, poświęcają swoją uwagę tym spornym kwestiom, ale niczego nowego, ponad to, co wiemy, nie wyciągają na wierzch. Łowcy sensacji będą tym faktem rozczarowani, ale oni mają swoje „Nie” oraz „Fakty i mity”. Mają również spiskowe teorie i niech zostaną przy łapczywym karmieniu się naciąganymi bzdurami z „Zeitgeistu”. Obiektywizm tej książki każe jej autorom pytać o tajemnicze białe plamy w życiu redemptorysty, ale ten sam obiektywizm każe zamilczeć w momencie, gdy nie sposób dojść do prawdy. Spekulacji się nie spodziewajmy.
Z tego właśnie powodu nie ma mowy o Maybachu. Nie ma jeszcze rzekomych rosyjskich konszachtów dyrektora Radia Maryja, które miały spowodować wykupienie częstotliwości od naszego wschodniego prawie-sąsiada. Rzeczywistość jest banalna, były one najtańsze. Znika również mit o żarłocznym Rydzyku – biznesmenie. Niektórzy te demitologizujące informacje skomentują znaną maksymą mówiącą o tym, że dla faktów gorzej, gdy nie zgadzają się one z obiegową opinią. Cóż, trzeba otrzeć antyklerykalne łzy i przełknąć tę żabę uświadamiając sobie, że nie wszystko jest tym, czym być się wydaje. Nie każdy mężczyzna w czarnej sukience jest łasy na pieniądze dla własnych korzyści. Niektórzy czują misję. I ta misja została w „Imperatorze” przedstawiona, przyznać trzeba, uczciwie. Misja stworzenia katolickiego radia o zasięgu ogólnopolskim, co nie udało się episkopatowi. Misja zorganizowania katolickiej telewizji. Telefonia komórkowa, geotermia, wydawnictwo, uczelnia wyższa, fundacje, media, w końcu plany wybudowania kompleksu obejmującego świątynię (mury już stoją) i kompleksu sakralno – wypoczynkowego obejmującego między innymi aquapark.
O tym wszystkim Hołub i Głuchowski piszą bez ironii, z rosnącym podziwem wobec zmysłu organizatorskiego O. Tadeusza Rydzyka. A że poruszają sprawy dla kapłana niewygodne, to wynika przecież z obowiązku dziennikarskiej rzetelności. Żurnalista musi przedstawiać sporne kwestie, nawet wówczas, gdy dojście do prawdy jest trudne. Znam osobiście byłych pracowników mediów redemptorysty i wiem doskonale, co się mówi o tym człowieku. Autorzy również nie zatajają, że jest O. Rydzyk człowiekiem trudnym we współpracy, czasem aż za bardzo. Zresztą, by nie być gołosłowni, powołują się na wypowiedzi księdza, w których on sam widzi ten problem. Nie chciałbym czytać książki, która byłaby panegirykiem. Wystarczą mi dwa wywiady, które z toruńskim zakonnikiem przeprowadzili Jacek i Michał Karnowscy, najpierw w starym „Uważam Rze”, a potem w „Sieci”. Nawet wazelina i puc mają swoje granice. Obie rozmowy z redemptorystą przypominają okolicznościowe laurki, przerywane potakującymi stwierdzeniami kapłana. Smutne, gdyby tak miała wyglądać poważna biografia. Świętych krów mamy w Polsce zbyt wiele, zarówno na lewicy, jak i na prawicy. A media okopały się w ten sposób, że przerzucają się półprawdami i karmią swoich odbiorców ideologiczną, łatwą do przewidzenia papką. Wbrew temu dwóch redaktorów i reporterów „Gazety Wyborczej” potrafi wznieść się ponad uprzedzenia i skonstruować opowieść wolną od przesądów oraz mitów. Ciekawe, na ile odważyliby się na taki krok dziennikarze z „Naszego Dziennika”, przygotowując biografię Adama Michnika?
Sugerując się samym tylko „Imperatorem”, można O. Rydzyka polubić, co jest najbardziej zaskakującym owocem tej lektury. Można docenić niemal sarmackie warcholstwo, którym emanuje opisywana postać. Tylko dziwne, że pani redaktor „Naszego Dziennika:” nie zauważyła, albo nie chciała zauważyć wielu pozytywnych i obiektywnych słów padających na kartach tej biografii. Biografii, która nie jest ani hagiograficznym rysem odpowiadającym na pytanie: dlaczego toruński zakonnik jest wielkim człowiekiem, ani paszkwilem stawiającym tezę o krwiożerczym klesze, którym straszy się dzieci. I w tym leży jej wartość. Kto ma uszy, niechaj słucha, mądremu dość.
Piotr Głuchowski, Jacek Hołub, Ojciec Tadeusz Rydzyk Imperator, wyd. Agora, Warszawa 2013, ss. 445.
Biorę udział w wyzwaniu "Polacy nie gęsi".
Książka przedstawia się całkiem interesująco, jednakże osoba księdza Rydzyka ani mnie grzeje, ani ziębi, więc chyba się nie skuszę - chyb, że na mnie wpadnie, wtedy nie będę stawiać oporu;) Co do prostowania jego wizerunku i bitwy z Michnikiem... jej obserwacja nie jest mi potrzebna do wyrobienia sobie zdania o zacnym "zakonniku" z tego względu, że zdarzyło mi się zetknąć z osobą, która znała go jeszcze za młodu. Co o nim mówiła zachowam dla siebie, jednakże nie było to nic co mogłoby mnie zachęcić do polubienia tej persony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie wiem, jakoś nie mam ochoty :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń