Dariusz Loranty - Spowiedź psa. J.P. na 100 %


Takiej książki na polskim rynku jeszcze nie było. Mowa o wywiadzie – rzece przeprowadzonym z byłym policjantem, Dariuszem Lorantym. Na okładce główny bohater opowieści. Faja w ręce, wóda na stole i przenikliwe spojrzenie psa gończego. Loranty nierzadko nazywa siebie psem. Węszył, niejednokrotnie w miejscach, gdzie zwykły śmiertelnik, w tym każde dziecko JP, narobiłby w porcięta. Szczekał na przestępców, ujadał na system, w którym przyszło mu pracować. Tylko z wiernością miał problem. Kilka żon o tym świadczy. Ale to wpisane w pieski świat psa. Jeżeli policyjną rzeczywistość znacie z „Kryminalnych”, a nie kojarzycie „Pitbulla”, zdziwicie się, jak on wygląda. Jeśli słuchacie Firmy i krzyczycie JP, mam dla was propozycję. Zajrzyjcie za odrapane mury komend i w umysł Lorantego, może czarno – biała, romantyczna wizja świata, w której ludzie zasad walczą ze znienawidzoną psiarnią, nabierze kilku odcieni szarości.

Późna to była miłość. Loranty nie poszedł do policji jako nieopierzony jeszcze nie dorosły, a już nie nastolatek. Wcześniej były próby handlarskich biznesów, jak to często bywało w latach 90. Kilka prób, niespecjalnie udanych, i trzeba było zwijać interes. Nie była to już epoka romantycznych kapitalistów rodem z „Lalki”, a prędzej twarda rzeczywistość „Ziemi obiecanej”. Milicja stała się policją, towarzysz partyjny został socjaldemokratą, w kościele pojawiać się zaczęli dawno niewidziani goście. Z tym, że niebiescy w lwiej większości zostali antyklerykałami czytającymi „Nie”. Główna postać wywiadu pozostała jednak zawsze, może trochę i na przekór, wierna Kościołowi katolickiemu i prawicy. Co, jak się łatwo domyśleć, z początku było obiektem kpin i żartów. Te jednak dość szybko się skończyły, bo Loranty psem był skutecznym.

Dobrze się czyta tę spowiedź. Indagowany odpowiada, snując gawędziarskie opowieści. Nie zatrzymuje się na jednym zdaniu, a raczej ma potrzebę wypowiedzenia litanii swoich gorzkich żali, ale i podzielić się chce tym, co dla zwykłego przechodnia niezauważalne. Kto widział „Psy”, może z grubsza spodziewać się, w jakim stylu będzie to historia. A w tej nie brakuje brutalności, jednej z wizytówek firmy, jak sami policjanci określają miejsce swojej pracy. Jeśli stykasz się ze złem, możesz się nim zarazić – mówi banalna prawda. A jeżeli walczysz z nim, używając zasady mimikry, pewne jest, że za czas jakiś niektórzy będą mylić cię z przestępcą. To także banalne, ale warte przypomnienia każdemu, komu marzy się praca w policji. I pewnie, że można nosić bluzę z logiem JP, słuchać kawałków Firmy i pluć jadem na konfidentów. Na tym polega wolność. Natomiast, gdy człowiek dojrzeje, uzna, że instytucji tej kochać nie musi, ale musi uznać konieczność jej istnienia. I mówią to sami raperzy, którzy przez małolatów kojarzeni są z radykalną, antypolicyjną postawą w swoich tekstach. Zło, z którym walczy się, ścigając przestępców, wchodząc z nimi w śliskie konszachty, choćby po to, aby uzyskać więcej cennych informacji, oblepia człowieka i ingeruje w jego prywatność. Pracując w biurze, człowiek po godzinie 15.00 zostawia swoje zajęcie za drzwiami urzędu. Idzie do domu i najwyżej powścieka się na szefa, albo obgada głupią koleżankę z pokoju. W policji tak się nie da. Nie zamkniesz szczelnie drzwi oddzielających cię od roboty. Mniejsza, czy większa, szczelina pozostanie, trucizna i tak się wysączy. Jeśli wywiozłeś młodego podejrzanego do lasu, tam sterroryzowałeś go bronią tak, że zmoczył się w spodnie, jeśli stłukłeś w czasie przesłuchania wyjątkowo opornego bandytę, śmiejącego się tobie w twarz, czy możesz spokojnie przytulić żonę, włączyć sobie relaksujący film i uznać, że nic się nie stało? Jeśli na miejscu Lorantego znalazłby się niemiecki psychopata, taki, jakim był komendant obozu w Auschwitz, Rudolf Höss, pewnie tak by się właśnie stało. Natomiast zdrowy człowiek zacznie odreagowywać trudne sytuacje, najczęściej odgrywając się na najbliższych, lub zbyt wiele pijąc.

To wcale nie jest romantyczna wizja. Nie ma tu miejsca na samotnych, walczących z systemem wojowników jak Eastwoodowski Harry Callahan, który w rezultacie i tak zwycięży. W rzeczywistej, niepochodzącej z filmowej krainy snów policji można przegrać z małostkowym szefem, można wylecieć na boczny tor, będąc pionkiem rozgrywanym przez wyżej postawionych. To też frustruje, przeszkadza normalnie żyć. Bo policja to pewne wtajemniczenie, po którym nic nie zostaje już takie samo. Nabywa się specyficznych odruchów, widzi się więcej zła, niż jest go naprawdę. Niczym gąbka absorbuje wodę, człowiek w niebieskim mundurze wsysa w siebie cynizm, podejrzliwość, pospolite chamstwo, brutalność. Łatwo wtedy ulec panświnistycznej wizji świata, w myśl której wszyscy są ubabrani w błocie. Pojawia się pytanie, po co walczyć z tą Hydrą, skoro ucięta głowa momentalnie odrasta, a w dodatku pojawiają się nowe. Rodzi się pokusa przejścia na drugą stronę, a tam drzwi są cały czas otwarte, co więcej, granica między dobrem a złem coraz bardziej się rozmywa. Loranty wspomina historię policjanta, który stał się pierwowzorem Despera, jednego z głównych bohaterów „Pitbulla”, świetnie odegranego przez Marcina Dorocińskiego. To jeden z wielu przykładów pokazujących, że łatwo się utytłać.

Zaglądamy więc za niebieską kotarę i widzimy specyficzny świat. Rzeczywistość ta jest szorstka, brutalna, ale również pełna ciekawych opowieści. O policjantach i złodziejach, ale też o tym, jak niewiele dzieli jednego od drugiego. O tym, jak można spaprać sobie życie osobiste, ale też o tym, jak można się podnieść z syfu. O tym, że można pozostać niepokornym do końca, o tym, że można walczyć z systemem, nie krzycząc naiwne hasła o legalizacji marihuany i zakładając klubowy szalik, ale podejmując trudne decyzje zawodowe. W końcu Dariusz Loranty, pracując w tej specyficznej instytucji, mógł z czystym sumieniem mówić: JP na 100%. Jestem policjantem na sto procent.

Dariusz Loranty, Spowiedź psa: Brutalna prawda o polskiej policji, rozm. A. Majewski, wyd. Fronda, Warszawa 2013, ss. 248.

Biorę udział w wyzwaniu "Polacy nie gęsi".



1 komentarz:

  1. To pozycja po którą zdecydowanie muszę sięgnąć i w jakiś sposób zachęcić do tego nasze młodzieżowe tępe główki, bez oporu wołające HWDP, a nie mające pojęcia o tym do czego piją.

    OdpowiedzUsuń