Kamil Staniszek - Zemsta ma smak czerwieni. Lokalne przekręty


Recenzowałem niedawno debiutancką powieść kryminalną Kamila Staniszka – redaktora piaseczeńskiej gazety, fana metalu i początkującego pisarza. „Kocia morda”, bo o niej mowa, toczyła się w realiach dobrze znanych autorowi, czyli w Piasecznie i jego okolicach. Jej bohaterami byli przede wszystkim lokalni dziennikarze, ale oprócz nich pojawiali się politycy, policjanci oraz mniej lub bardziej podejrzane indywidua. Staniszek stwierdził przy okazji wydania debiutu, że pisarzem został przypadkowo, może po to, aby zminimalizować ewentualną negatywną krytykę swojego tekstu. W końcu pisarz pełną gębą a przypadkowy wyrobnik to inne kategorie; jednego więc oceniamy ostrzej, drugiego – bardziej liberalnie. Przypadkowość profesji autora musi teraz ustąpić świadomemu wyborowi, ponieważ „Kocia morda” doczekała się swojej kontynuacji. Sequel ten nosi tytuł „Zemsta ma smak czerwieni” i stanowi logiczną część dalszą debiutu. Trzeba również powiedzieć, że napisany jest lepiej niż część pierwsza.

Jak wspomniałem wcześniej, zestaw bohaterów głównych jest podobny. Znów więc widzimy Andrzeja Kalickiego, który tym razem walczy z przeszłością: w „Kociej mordzie” w tragicznym wypadku zginęła jego żona. Widzimy również Alberta Nowackiego, niespełnionego romantyka, który zdradzanie własnej małżonki tłumaczy sobie poszukiwaniem wielkiej, idealnej miłości. Jego poszukiwania skończą się żałośnie, ale nie ma co uprzedzać faktów. W „Zemście…” tym razem wątek księdza Marka, tego od black metalu, został zmarginalizowany. I chociaż w kilku momentach znów można się z tą postacią zetknąć, brakuje nieco jej charakterystycznego poczucia humoru. A tak poza tym, pozostając przy bohaterach, trzeba zaznaczyć, że tym razem autor wykreował ich lepiej, bardziej zwracając uwagę na to, aby ich zróżnicować. Kalicki więc to mizogin, nienawidzący kobiet, zwłaszcza młodych, zgorzkniały żurnalista i cynik. Nowacki – jego przeciwieństwo – wciąż wierzy, że spotka na swojej drodze miłość idealną. No dobrze, dość tego, w końcu to kryminał, a nie romans.

Przechodząc do analizy wątku kryminalnego, nie da się nie zauważyć, że został on skonstruowany sprawnie i trzyma w napięciu. Tym razem udało się Kamilowi Staniszkowi uniknąć sytuacji z „Kociej mordy”, gdy główne wydarzenia powieści były rozwodnione nic niewnoszącymi sytuacjami. W „Zemście…” wszystkie wątki zostały skomponowane poprawnie: istnieje główny, kryminalny zarys oraz jego osnowa koncentrująca się na kwestiach obyczajowych, które wnoszą do fabuły sporo humoru i lekkości. Sam główny wątek zaczyna się śmiercią jednego z redaktorów, po czym następuje retrospekcja i dowiadujemy się, jak do tej sytuacji doszło. Do smaku dodaną mamy jeszcze wietnamską mafię i jej ciemne interesy, i jak na kryminał samorządowy przystało, wiele elementów zagadki koncentruje się na wydarzeniach lokalnych. Ponownie możemy więc obserwować styk mediów i miejscowych władz. Ponownie widzimy przeróżne machlojki, lody i wałki kręcone przez podejrzanych typów, wśród których wyróżnia się wyraźnie niejaki Piotr Tamara. Kim on jest: byłym człowiekiem służb specjalnych, partyjnym kacykiem z mocnymi plecami? Boją się go wszyscy, włącznie z policjantami. Widzimy również, w jaki sposób można rozwinąć i zniszczyć lokalny biznes.

„Zemsta ma smak czerwieni” ponownie porusza się w kręgach lokalnych władz i intryg, wcale nie mniej ciekawych od tych z pierwszych stron gazet. Ich skala jest może mniejsza, ale namiętności i pokusy ludzkie takie same. Trzeba przyznać, że całość została napisana z wyczuciem rytmu, precyzją i rzemieślniczą wprawą, nie powiela więc błędów debiutu. Miłośnicy prozy kryminalnej mogą z czystym sumieniem po tę książkę sięgnąć i spędzić kilka godzin na śledzeniu ciekawej, trzeba przyznać, akcji. Dobrze, że autor nie sili się na naśladowanie prozy skandynawskiej czy anglosaskiej, tylko kreuje specyficzne lokalne polskie podwórko. Nie przemyca również politycznie poprawnych treści o niedoli uchodźców, złym Kościele czy prześladowanych mniejszościach, tylko pisze rozrywkową prozę. A ta nie musi udawać społecznego zaangażowania.

Kamil Staniszek, Zemsta ma smak czerwieni, wyd. Stanpress, Piaseczno 2015, ss. 311.

1 komentarz: