Kolejny uchodźca ranny. Strzał poprzedziło czerwone światło lasera. W ciemnym parku obok akademika pojawia się zabójca. W ciszy celuje do ciemnowłosego mężczyzny, który niczego nieświadomy, idzie śmiałym krokiem między drzewami. Chwila skupienia i za moment padnie strzał. Cel przewróci się na mokrą od deszczu alejkę i nie będzie wiedział, co się stało. Potem, w szpitalu, zdziwi się, że ktoś do niego mierzył. Przecież nie miał wrogów, nikomu nie był winny pieniędzy, z nikim nie zadarł. Na czym polega więc jego problem? Na to pytanie będzie znał odpowiedź John Ausonius, główny bohater opisywanych wydarzeń.
Gellert Tames, szwedzki dziennikarz śledczy, musiał wykonać tytaniczną pracę, która polegała nie tylko na przestudiowaniu tysięcy stron raportów sądowych i policyjnych, ale również na wielogodzinnych rozmowach ze świadkami oraz sprawcą – skazanym za zabójstwa i próby morderstw Johnem Ausoniusem – niemieckim imigrantem, który jako dziecko przyjechał do Szwecji – socjalistycznego raju. Ktokolwiek czytał reportaże Macieja Zaremby, dziennikarza, który tematykę szwedzką zna jak mało kto, ponieważ już od roku 1968 przebywa w Sztokholmie, albo miał przyjemność lektury 37. numeru „Frondy” poświęconego paradoksom szwedzkiego państwa opiekuńczego, ten z zainteresowaniem powinien sięgnąć po książkę Tamesa. Co więcej, fani skandynawskich kryminałów autorstwa Stiega Larssona czy Henninga Mankella również winni spojrzeć z ciekawością w kierunku „Mężczyzny z laserem”. Wizja świata, która jest w tym opracowaniu wyłożona, dość silnie koresponduje z tą ukazywaną w klasycznych już pozycjach szwedzkiej beletrystyki policyjnej. Jest to wizja skrajnie lewicowa, by nie powiedzieć, lewacka, w której winny zawsze będzie Szwed, chrześcijanin, albo tradycyjna rodzina. Ten obraz świata wyziera, ale trzeba przyznać, że dość subtelnie, z książki Tamesa. Nie jest to jednak literatura piękna i dbałość o przedstawione fakty pozwoliła uniknąć łopatologicznych tez. Co nie oznacza, że „Mężczyzna z laserem” pozbawiony jest słabych punktów.
Zacznijmy jednak od plusów, których reportaż szwedzkiego żurnalisty posiada całkiem sporo. Pochwalić trzeba autora, że nie skupił się on tylko na mechanicznym przytaczaniu opisów kolejnych zbrodni, co zdecydowanie zubożyłoby tę książkę. Tames rysuje szerszy kontekst. Wychodzi od dzieciństwa mordercy, jego nieprzystosowania do jednorodnego etnicznie społeczeństwa powojennej Szwecji. Ausonius, tu jeszcze występujący pod prawdziwym nazwiskiem Wolfgang Zaugg, nierzadko spotykał się z brakiem akceptacji, ponieważ jako jedyny w towarzystwie kolegów miał czarne włosy. Za parędziesiąt lat sam zacznie polować na ciemnowłosych obywateli i farbować głowę na rudo. Dziennikarz ujmuje swoją opowieść w śmielsze ramy reperkusji powojennych oraz polityczne dzieje współczesnej Szwecji. Opowiada o narodzinach nacjonalistycznej organizacji Opór Białych Aryjczyków i późniejszej skrajnie prawicowej Nowej Demokracji.
Innym walorem „Mężczyzny z laserem” jest jego drobiazgowość, a z drugiej strony narracja, która wciąga niczym najlepsza powieść sensacyjna. Tym bardziej intrygująca, że oparta na faktach, a jak powiedział Józef Mackiewicz – tylko prawda jest ciekawa. Jest wielką sztuką zebrać i połączyć ze sobą tyle faktów, pozornie luźno ze sobą powiązanych, aby rezultatem nie była rozwleczona, nieciekawa historia. Gellert Tamas posiadł te umiejętności i stworzył trzymającą w napięciu i bogatą w informacje książkę, której nie da zamknąć się w szufladce z napisem „reportaż śledczy”. Autor wnika w psychologię bohatera, analizuje jego młodzieńcze porażki, szuka przyczyn zejścia na drogę występku. Stosując narracyjną polifonię, pozwala nam wejść do wnętrza duszy Ausoniusa, przy czym jako chłodny obserwator nie sugeruje na szczęście, że morderca jest nieszczęśliwym biedaczkiem, którego przewinienia są rezultatem opresyjnego systemu społecznego, albo klapsów w dzieciństwie. Tamas nie relatywizuje winy Wolfganga – Johna.
Patrząc jednak z drugiej strony, można zobaczyć w „Mężczyźnie z laserem” kilka dziur. Mnie przede wszystkim nurtuje jednostronnie pozytywne przedstawienie zjawiska imigracji oraz samych imigrantów, ludzi z odmiennego kręgu kulturowego, a nieraz, jak pokazują dzienniki informacyjne, roszczeniowych oraz agresywnych. Szczególnie tyczy się to uchodźców z islamskiego kręgu religijnego. Kwestia nieprzystosowania imigrantów do życia w demokratycznym, zachodnim społeczeństwie zdaje się w książce szwedzkiego dziennikarza nie istnieć. Przyczyna leży w banalnym miejscu, w politycznej poprawności, której poziom w krajach zachodnich jest dla nas niepojęcie wysoki. Nie tyle nie wypada o przybyszach z Afryki i Azji mówić źle, co jest to traktowane niczym poważne przewinienie. Politykom uchodzi więcej, ale zwykli ludzie, krytykując imigrantów, narażają się na towarzyski ostracyzm. Tezy o przestępczości uchodźców, o agresywnej inwazyjności islamu w omawianej pozycji nie istnieją. Nie istnieją również poza książką, co wzmogło się po terrorystycznym ataku Andersa Breivika. Sami zaczynamy popadać w paranoję. Skoro morderca z Utøi krytykował islam, nam robić tego nie wolno, bo mimowolnie staniemy się faszystami i potencjalnymi zabójcami. Takie myślenie pokutuje w reportażu. John Ausonius atakował imigrantów, a w swoich wypowiedziach przed sądem krytykował przybyszów za przestępczość i nieumiejętność asymilacji. Tamas więc nie zająknie się nawet, aby spojrzeć na imigrantów z minimalną dozą krytycyzmu. Wiadomym jest, że nie wszyscy uchodźcy potrafią przystosować się do egzystencji w innych niż dotychczas warunkach i że poziom przestępczości w muzułmańskich gettach wzrasta. Wystarczy przywołać zamieszki, które wybuchły w 20 lipca tego roku w Paryżu. Wyznawcy Allaha spalili 20 samochodów, tylko dlatego, że żona jednego z muzułmanów odmówiła w miejscu publicznym zdjęcia chusty z twarzy. Jak podaje portal niezalezna.pl, imigranci rzucali w policjantów kamieniami i butelkami, podpalali śmietniki i niszczyli przystanki autobusowe.
Nic nie usprawiedliwia mordowania ludzi, John Ausonius zasłużył na najwyższy wymiar kary i gdyby kara śmierci była w Unii Europejskiej dopuszczona (a szkoda, że nie jest), powinien zawisnąć na stryczku. „Mężczyzna z laserem”, nawet gdy przedstawia imigrację jako zjawisko niegenerujące żadnych poważniejszych problemów społecznych, wart jest uważnego przestudiowania. Nie tylko z powodu walorów czysto literackich, przede wszystkim dzięki panoramie współczesnej, powojennej Szwecji oraz pogłębionemu portretowi psychologicznemu głównego bohatera.
Gellert Tamas, Mężczyzna z laserem: Historia szwedzkiej nienawiści, tłum. E. Frątczak - Nowotny, wyd. Czarne, Wołowiec 2013, ss. 467.
0 komentarze:
Prześlij komentarz