Na okładce lis. Nie Tomasz, ale zwykły lis, a może raczej zwierzęco – ludzka hybryda. Mężczyzna z głową lisa. To znaczy chytrus i manipulator. Takich lisów Witalisów jest w naszym świecie pełno i ważne jest, aby ich demaskować. Ponieważ manipulacja działa nie wprost, a jej zadaniem jest nie tyle przekonanie nas do czegoś, ale dokonanie w nas takich zmian, abyśmy przekazywane nam ukryte treści traktowali jako własne zdanie. Ten fakt jest najbardziej niebezpiecznym elementem metod manipulatorskich.
Z początku zadajmy sobie pytanie, kim jest autor tej publikacji, Marcin Niewalda. Z początku nie miałem świadomości, że chodzi o twórcę osławionej sieciowej encyklopedii Okiem.pl. Witryna ta w niezwykle fanatyczny sposób odsądza od czci i wiary muzykę rockową (jako całość, traktując ją jako narzędzie szatana), sztukę współczesną, popkulturę, w tym książki o Harrym Potterze. I jeśli można znaleźć w rzeczonym serwisie treści wartościowe, trzeba też powiedzieć, że znajduje się w nim sporo przekłamań. Takie uproszczenia są również winą „Metod manipulacji XXI wieku”.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się więcej po tej publikacji. Podzielona jest ona na 26 krótkich rozdziałów, a w każdym z nich autor omawia krótko jedną z metod manipulacji. Podaje również recepty na to, jak bronić się przed tymi podstępnymi działaniami. Występując jako obiektywny sędzia, Niewalda, poddaje krytyce przeróżne metody. Problem w tym, że jego obiektywizm jest tylko pozorny. Przyjrzyjmy się metodom, które opisuje autor. Zaczyna swoje rozważania od forteli stosowanych przez hipermarkety. I aż chciałoby się zakrzyknąć: więcej, więcej! Ponieważ opisane procedery stanowią jedynie czubek góry lodowej i – niestety – dla osoby nawet średnio zorientowanej w psychologii sprzedaży, nie są niczym nowym. Wiadomo, że większość promocji to zwykłe ściemy, a towar wykładany jest przy kasach po to, aby skusić oczekującego klienta czymś dodatkowym. Szkoda, że przy okazji Niewalda nie poświęca czasu na mniej oczywiste sposoby czarowania klientów sklepów wielkopowierzchniowych. A wystarczyło pogrzebać więcej.
Grzechem głównym tej książki jest jej powierzchowność. Widać, że autora dopadł syndrom księdza Andrzeja Zwolińskiego, który – jako specjalista od wszystkiego – pisał już książki o muzyce rockowej (naturalnie o jej zgubnym wpływie na młodzież pracującą miast i wsi), sektach, mediach, relacjach społecznych, czy życiu gospodarczym. Mam wrażenie, że Niewalda, podobnie jak Zwoliński, zna się na wszystkim, lecz na niczym nie zna się dobrze. Dostajemy więc do ręki drobne, pop – kompendium, przekazujące pop – wiedzę w – przyznać trzeba – komunikatywny sposób, ale również popowy. O ironio, popkulturę Niewalda potępia, poświęcając cały rozdział sztuce współczesnej. Wtedy do głosu dochodzi drugie główne przewinienie „Metod manipulacji XXI wieku”, którym jest dyletanctwo autora.
W rozdziale zatytułowanym „Tarturyzm”, który poświęcony jest współczesnemu życiu artystycznemu, autor nazywa wszystkie przejawy awangardy pustymi i wszystkie z nich wylewa z kąpielą na ziemię jako niewartościowe. Aby wyrzucić poza nawias kultury Krzysztofa Pendereckiego, Witkacego, Jerzego Dudę – Gracza, Andy’ego Warhola, wszystkich surrealistów i kubistów, trzeba być albo fanatycznym konserwatystą, albo po prostu nie znać się na sztuce. Mam wrażenie, że w przypadku Niewaldy do głosu dochodzą obie tendencje i przypomina mi się jeden z wykładów profesora Piotra Jaroszyńskiego, który twórczość Marii Rodziewiczówny przedstawił jako przykład kultury wysokiej. Paranoja przeklinania wszystkiego, co nie jest bogoojczyźniane i dewocyjne, może spowodować zdecydowane ograniczenie horyzontów. Nie widzi Niewalda głębokiej (chociaż dalekiej od ortodoksji) religijności Warhola, czy Dalego. Nie zauważa tego, co nieoczywiste, bo to wymaga wysiłku. Najłatwiej potępić, nazwać diabelskim, albo kiczowatym coś, czego się nie rozumie, a samemu śpiewać prymitywne oazowe pioseneczki i podniecać się odpustowymi portretami Jana Pawła II.
W manipulacji ciekawą i często stosowaną metodą jest przemilczenie. Polega ona na tym, że podajemy tylko część informacji, tę, która jest dla nas wygodna. Resztę zatajamy. Sposób ten wykorzystywany jest przez wszystkie media, sięgnął po niego również nasz autor. W rozdziale poświęconym Wikipedii potraktował on to źródło jednoznacznie negatywnie, twierdząc, że powoływanie się na nie jest żenujące. Osobiście nie byłbym aż tak surowy, ponieważ jest to encyklopedia nierówna, większość haseł w niej zawartych jest powierzchownych. Ale czy powierzchowność nie jest cechą wszystkich popularnych opracowań encyklopedycznych, takich jak popularne – jeszcze do dzisiaj – czterotomówki PWN? Niewalda nie stroni od ostrych opinii, w których oskarża Wikipedię o macosze traktowanie religii katolickiej. Wystarczy jednak wstukać w znienawidzone przez autora źródło hasło „inkwizycja”, by – przy całej pobieżności opracowania – odkłamać sobie na bazie zgromadzonych tam informacji, różne liberalne kłamstwa na temat tej instytucji. Nie jest więc tak, że Wikipedia, to – jak mówi młodzież – zło.
Niekiedy autor arbitralnie, bez podania źródeł, forsuje pewne sądy, które, jakkolwiek prawdopodobne, aż proszą się o ich poparcie. Pierwszy przykład mówi, że hipoteza o zamachu w Smoleńsku jest rosyjską fałszywką, którą służby specjalne wykorzystują, aby jątrzyć i dzielić polskie społeczeństwo. Drugim jest potraktowanie Obozu Narodowo – Radykalnego jako macki obcych, również rosyjskich agentur, która ma za zadanie zradykalizować dyskurs polityczny w kraju. Nie wiem, czy tak jest, domyślam się, że Niewalda również tego nie wie.
I ostatnia rzecz, ostatnie przewinienie. Wedle ewangelicznej zasady o niedostrzeganiu belki we własnym oku, autor zupełnie przemilcza kwestie manipulacji w Kościele katolickim. I można się żżymać, ale przecież instytucja ta, również ludzka i podlegająca takim samym ludzkim zasadom, nie oparła się i nadal się nie opiera pokusie pójścia na skróty, a jej hierarchowie również lubią niekiedy mamić swoje owieczki pewnymi sztuczkami. Co chwalebne naturalnie nie jest, ale przecież się zdarza, jak świat długi i szeroki. Można więc potraktować „Metody manipulacji XXI wieku” jako pewien wstęp do tej ciekawej i zajmującej tematyki, ale przy jej lekturze przyda się zdrowy krytycyzm, abyśmy nie sami nie zostali zwiedzeni, ponieważ autor wali cepem, gdzie popadnie, nie patrząc na fakt, że nie wszystko, co mu się wydaje złe, takie być musi.
Marcin Niewalda, Metody manipulacji XXI wieku, wyd. Fronda, Warszawa 2013, ss. 142.
0 komentarze:
Prześlij komentarz