Gender to słowo nadzwyczaj modne, odmieniane przez wszystkie przypadki we wszystkich krajach cywilizacji zachodniej. Ma swoich zdecydowanych zwolenników broniących go niczym wiary religijnej. Ma również przeciwników, w większości niewiedzących, czym jest ten straszny gender. Jedni myślą, że to promocja homoseksualizmu, drudzy – że przebieranie chłopców w dziewczęce fatałaszki, inni z kolei widzą w gender zamach na naród. Dość karykaturalnie to wszystko brzmi. A zwolennicy tej ideologii zacierają ręce, wprowadzając jej elementy tylnymi drzwiami, uspokajając, że chodzi tylko o prawnie zagwarantowaną równość kobiet i mężczyzn. Że nie o to chodzi, skądinąd wiadomo, ale dobrze sobie tę wiedzę usystematyzować, aby nie być jak pewien niemądry kuc, którego spotkałem kiedyś na metalowym koncercie. Usłyszawszy „gender”, zaczął pijany wykrzykiwać coś o „pedałach” i tyle było z całej rozmowy.
Opracowanie Agnieszki Niewińskiej „Raport o gender w Polsce” ukazało się w samą porę. Autorka wykonała sporo pracy, aby zebrać informacje – również od środka – o środowisku, które gender ma wypisane na swoich sztandarach. W tym celu zapisała się na podyplomowe studia z zakresu tej tematyki, coraz bardziej w Polsce popularne. Swoją zdobywaną tam wiedzę konfrontowała z opiniami naukowców i prawników. Pierwsza część tej pozycji jest więc rodzajem reportażu relacjonującego wybrane zajęcia, cytującym obficie opinie wykładowców. Na marginesie muszę wspomnieć tu o jednej rzeczy. Niewińska, wiedziona ironią albo chęcią świętego spokoju, w swojej książce konsekwentnie używa sztucznie powstałych żeńskich form typu profesora, doktora. To miecz obosieczny. Genderowcom przecież chodzi o gwałt na języku. Relacja z odbytych studiów jest ciekawa, bo pozwala spojrzeć na kadrę wykładającą tę ideologię jako na bandę ignorantów zaprzeczających podstawowym faktom naukowym. Mimo iż sami prowadzący zajęcia traktują siebie jako przedstawicieli świata nauki, przeczą swoimi arbitralnie wypowiadanymi opiniami twardej nauce, jaką jest biologia.
Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy niektóre nauki, tak zwane humanistyczne, powinny być traktowane poważnie. Mowa szczególnie o tych wszystkich antropologiach kultury i innych socjologiach płci. Skoro ich przedstawiciele nie chcą zgodzić się z obiektywnymi faktami, takimi jak wpływ hormonów na kształtowanie się cech płciowych, może warto zastanowić się nad obowiązkową maturą z biologii? Gender jest wiec jak kreacjonizm, przypomina – również sekciarską zapiekłością swoich zwolenników – bardziej zespół poglądów motywowanych religijnie. Skoro w Biblii napisano, że Bóg stworzył świat w siedem dni – teoria ewolucji jest nieprawdziwa – twierdzą kreacjoności. I podobnie myślą genderowcy: jeśli coś nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów. W tym sensie ideologia gender jest współczesnym marksizmem. Karol Marks nigdy nie był w fabryce, nie widział pracujących robotników, co nie przeszkadzało mu formułować sądów na temat dyktatury proletariatu.
Druga część tego opracowania przedstawia działania gender w praktyce, czyli relacje z kilku wydarzeń feministyczno – gejowsko – równościowych, na których poziom nienawiści i nietolerancji jest o wiele wyższy niż na pielgrzymkach Rodziny Radia Maryja. Tam, na imprezach organizowanych dla przez swoich dla swoich, widać jasno, o co chodzi w tym ruchu. Nie o równość czy poszanowanie obu płci przez siebie, ale o hegemonię zdegenerowanych feministek, rozpustnych aktywistów ruchów gejowskich i promocję wszelkiego rodzaju zboczeń. A przebieranie chłopców w różowe ubranka to pierwszy krok w celu destrukcji rodziny oraz ingerencji w naturę człowieka, w jego biologiczne uwarunkowania. Cel ten ma być osiągnięty powoli, pełzająco, poprzez przyjmowanie kolejnych unijnych aktów prawnych, ale również przez genderową edukację od przedszkoli aż po studia wyższe.
Genderowcy wydawać mogą się śmieszni, bo w ich poglądach nie ma logiki i nie opierają się one na twardej nauce. I można, a nawet trzeba się z ich opinii śmiać. Tylko, że gdyby walka z gender polegała na wykpieniu, sytuacja byłaby prosta. Natomiast, jak wiemy z historii, nawet najbardziej niedorzeczne poglądy mogą w społeczeństwie zyskać aprobatę, a w przypadku jej braku, mogą zostać narzucone sterroryzowanej większości. Tak było przecież z ideą równości, nielogiczną i wręcz szkodliwą. Tak było z dyktaturą proletariatu. Tak dzieje się dzisiaj z feministyczno – homoseksualną dyktaturą mniejszości, sprzedawaną społeczeństwom w miękkiej formie pozornie nieszkodliwej ideologii gender. Bo gdyby polegała ona tylko na socjologicznym badaniu społecznych uwarunkowań rządzących płciami, byłaby jedną z odmian nauki o społeczeństwie. Stosowana w praktyce staje się ideologią, która jest po prostu niebezpieczna.
Agnieszka Niewińska, Raport o gender w Polsce, wyd. Fronda, Warszawa 2014, ss.365.
0 komentarze:
Prześlij komentarz