Południe Stanów Zjednoczonych nigdy nie miało dobrej prasy i to w zasadzie od Wojny Secesyjnej. Uznawane przez postępową Północ za ciemnogród i zacofany, dziki kraj, w literaturze i filmie występowało jako siedlisko wstecznych poglądów oraz wyznających kreacjonizm rednecków. W dodatku klimat również był przeciwko i pogłębiał ten niewesoły obraz. Na Południu więc straszyli, jak nie dziwaczni wyznawcy kultów voodoo, to równie osobliwi jegomoście w białych kapturach uganiający się za Murzynami. Obraz tych ostatnich zdominował najnowszą książkę reporterską Katarzyny Surmiak-Domańskiej. Z okładki straszy ubrana w biały strój (bynajmniej nie komunijny) mała dziewczynka, z równie białym krzyżem w dłoniach. Sama treść również straszy tematyką, która na polskim podwórku nie była chętnie podejmowana. To znaczy, temat rasizmu wciąż znajduje się na ustach przeróżnej maści tropicieli prawicowych odchyleń, ale sam Ku Klux Klan nie zaistniał mocniej w naszej świadomości. Nie ma się co dziwić, bo z jednej strony to nie nasz problem, a co więcej, oddalony od nas kilkanaście tysięcy kilometrów.
Jestem ciekaw, jak na tę pozycję zareagują nasi obrońcy praw człowieka i czy stanie się ona kolejnym ich argumentem za wrodzoną niższością moralną białego człowieka. Z pewnością dzisiejszy wychowany na liberalnych mitach człowiek z podejrzliwością patrzy na jednorodne kultury (ale tylko białe), a do jego najważniejszych dogmatów należy myśl o multikulturalnej strukturze społeczeństwa. Bo wtedy jest kolorowo, tęczowo i po prostu fajnie. Natomiast myśl, że ktoś mógłby chcieć żyć wśród swoich, od razu kojarzy się z rasizmem. Chyba, że tym kimś jest przedstawiciel innej kultury niż ta zbudowana przez białych ludzi. Taki, budzący podejrzliwość autorki pogląd, pojawia się na kartach jej reportażu. Dziennikarka w celu opisania Ku Klux Klanu wybiera się do Arkansas na Zjazd Partii Rycerzy KKK, gdzie przebywając w otoczeniu amerykańskich działaczy ruchu, zbiera materiały. Same informacje dotyczące dzisiejszej działalności klanu nie są zbyt obfite, więc autorka dodaje do nich sporą liczbę faktów historycznych i prowadzi czytelnika przez wszystkie mutacje cyklicznie pojawiającego się, to znikającego KKK.
W przypadku Ku Klux Klanu mamy do czynienia ze społeczną utopią, natomiast jego kryminalne skojarzenia stanowią raczej odległe echa przeszłości. Czytając ten reportaż, można spróbować zrozumieć, skąd bierze się na południu USA taki osobliwy punkt widzenia, w którym surowa, protestancka religijność krzyżuje się z wrogością i nieufnością do Murzynów. Co więcej, animatorzy ruchu twierdzą, że ci ostatni z pewnością nie zostaną zbawieni; swoje teorie popierają odpowiednio przykrojonymi cytatami z Biblii. Cierpliwa to księga, za jej przyczyną udowadniano chyba już każdą głupotę. Na ile współczesne oblicze KKK jest niebezpieczne? Surmiak-Domańska zdaje się mówić, że skoro w przeszłości nienawiść rasowa przechodziła w czyn, nie inaczej może stać się tym razem. Osobiście jednak odniosłem wrażenie, że tym razem motorem Ku Klux Klanu jest strach i to w większej dawce niż dawniej. Biali ludzie widzą bowiem, że stanowić zaczynają mniejszość, w związku z czym próbują się bronić. Budują mentalne mury, okopują się we własnych teoriach. A jaka jest różnica między krzykiem o zagrożonej białej tożsamości, a krzykiem o wolności czarnego człowieka?
Wizerunek Ku Klux Klanu, jaki wyziera z tego reportażu, wydaje się dość groteskowy. Widzimy bowiem starsze małżeństwa śpiewające country, młodzieńców w wojskowych spodniach noszących się wedle prawideł militarnej mody, a końcu małych chłopców przekonanych o tym, że mieszanie ras jest wielką nieprawidłowością. Mamy do czynienia z garstką niegroźnych fanatyków, którzy przedstawieni zostali jako ciemna, zagrażająca demokracji siła. Folklor przedstawiono jako awangardę zmian; wiadomo, że kilkanaście (lub kilkadziesiąt) tysięcy obywateli nie jest w stanie zmienić własnego kraju. Trudno wyobrazić sobie, że ta garstka – nawet jeśli rasistów – Amerykanów nagle sięgnie po władzę albo wprowadzi na terenach USA narodowy socjalizm. Jednak ci, którym polityczna poprawność już do szczętu pomieszała zmysły, nie zauważą odpowiednich proporcji i w swoim patetycznym stylu zaczną bić na kolejny alarm w poszukiwaniu kolejnych, coraz bardziej widmowych, faszystów.
Skoro pozwolono na tolerancję czarnego rasizmu, którego najlepszym reprezentantem były Czarne Pantery i postać Malcolma X, skoro systemem zasiłków stworzono w murzyńskich dzielnicach pokoleniowe siedliska patologii, to dlaczego dziwi się teraz białym ludziom, którzy boją się eskalacji przestępstw w swoich miastach czy dystryktach? Polityczna poprawność jest bowiem ślepa i głucha na argumenty. A jej zwolennicy będą krzyczeć o białym rasizmie nawet wtedy, gdy pozostaną ostatnimi przedstawicielami białej mniejszości. Do odpowiedniej lektury reportażu Katarzyny Surmiak-Domańskiej trzeba zatem porzucić uprzedzenia.: te, które dotyczą pozornej dominacji białego człowieka we współczesnym świecie. Ten ostatni ulega przecież na naszych oczach diametralnej zmianie, a kryzys cywilizacji, jaki ten zmiana funduje, stawia każdego myślącego człowieka w obliczu sporych zagrożeń. Ku Klux Klan, nawet jeśli tak sądzi autorka, w ogóle do nich nie należy.
Katarzyna Surmiak-Domańska, Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość, wyd. Czarne, Wołowiec 2015, ss. 288.
0 komentarze:
Prześlij komentarz