Jest na stronach „Polityki” pewien blog. Ten prowadzony przez Agnieszkę Zagner internetowy dziennik wpisuje się jak najbardziej w polityczno-poprawny dyskurs, a zajmuje się – jak można domyśleć się z jego tytułu – sprawami Bliskiego Wschodu. Bohaterami pozytywnymi tego bloga są niezmiennie uchodźcy oraz islamiści, natomiast umiarkowanie pozytywnymi postaciami są według Zagner Izraelczycy. Opisując konflikt izraelsko-palestyński, autorka cyklicznie publikowanych tekstów bierze stronę arabską, nie szczędząc przy tym krytyki rządowi Izraela. I gdyby nie rzeczony blog, z pewnością nie powstałaby polemiczna książka Andrzeja Koraszewskiego, w której strony konfliktu zamieniają się rolami. I tak, rolę złych grają Palestyńczycy, dobrych – Izraelczycy, a szerzej mówiąc – Żydzi. Czytając Orient Express Agnieszki Zagner, nie domyśliłbym się wcale, że jej pisanie może wzbudzać wielkie emocje. Ot, politpoprawne, czasem agitacyjne teksty o dobrych uchodźcach i złym Izraelu, wpisujące się w lewicową dyskusję prowadzoną na zachodzie Europy. Natomiast Andrzej Koraszewski się przejął. Przejął się do tego stopnia, że wziął i napisał książkę. To się nazywa poczucie misji.
Prezentując odmienną od Zagnerowskiej optykę, autor „Wszystkich win Izraela” przyjmuje dość karkołomną tezę, według której wszystkie zło na Bliskim Wschodzie jest dziełem muzułmanów, natomiast Żydzi są czyści jak łza i niewinni niczym baranki. Zrozumiałym jest fakt, że radykalizacja islamskiego przekazu polityczno-religijnego jest głównym punktem zapalnym, widocznym również w Europie pośród tak zwanych uchodźców, będących w dużej mierze jednak religijnymi misjonarzami. Z drugiej strony, patrząc na politykę Izraela, prowokacyjną wobec Palestyńczyków, trudno obronić stwierdzenie, że rząd tego państwa faktycznie jest bez winy. Tylko że według Koraszewskiego nie ma różnicy między krytyką gabinetu politycznego w Tel Awiwie, a antysemityzmem. Dobrze Państwo przeczytali: jedno i drugie jest tym samym. W taki sprytny sposób autor zamknął drogę do dyskusji i wszystkich swoich oponentów postawił obok negacjonistów Holokaustu, miłośników narodowego socjalizmu i młodocianych fanów Breivika. Talmudyczne zagranie! Jestem pełen podziwu! Panie Irving, wolne? Mogę się przysiąść?
Patrząc na dyskusję, którą podejmuje Andrzej Koraszewski wobec Agnieszki Zagner i jej komentatorów pod tekstami, nie sposób nie pozbyć się wrażenia, że ta wojna toczy się wyłącznie w świecie idei lewicowych. I jedno, i drugie reprezentuje światopogląd areligijnej, a nawet antyreligijnej lewicy europejskiej, dla której wartością jest mętnie definiowany humanizm. Jeśli humanizm ten znaczy dla autora „Wszystkich win Izraela” prawo do mordowania dzieci nienarodzonych (zwane czasem aborcją), jeśli na okładce książki rekomendacji udziela Stanisław Obirek, natomiast autorytetami dla autora są Julian Tuwim (bynajmniej nie w dziedzinie poezji) i Tadeusz Kotarbiński, to nie mam więcej pytań. Może humanizm ten to po prostu zgoda na konformizm i relatywizm moralny? Jest to więc spór jałowy, który przypomina dyskusje ekspertów w telewizji; każdy z nich reprezentuje taki sam światopogląd, a różnice w rozmowie biorą się z niuansów, nieczytelnych dla postronnych. Czy więc „Wszystkie winy Izraela” są pozycją jałową?
Na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi nie ma, gdyż autor wykazuje się trafną diagnozą muzułmańskiego radykalizmu, który dla Europy ma o wiele gorsze skutki niż polityka Izraela. W zasadzie ta druga nie stanowi zagrożenia, a o hecach wyprawianych przez wyznawców Proroka słyszymy codziennie. Ma więc rację Koraszewski, że islam w swojej fanatycznej i stanowiącej główny nurt tego wyznania przypomina faszyzm, a może nazizm? Ma rację autor, gdy mówi, że muzułmanie nie wyzbyli się niechęci do Żydów, a ta inspirowana jest przez antysemityzm niemiecki. Tylko że wyznawcy Mahometa zagrażają nie tylko Żydom, a przede wszystkim liberałom i ateistom. To oni w razie islamskiej rewolucji ucierpią jako pierwsi i zatęsknią za rzekomymi prześladowaniami ze strony chrześcijan.
Z drugiej jednak strony Andrzej Koraszewski nie może opanować się, aby nie ulegać antykatolickim przesądom, w myśl których za prześladowania Żydów odpowiedzialny był Kościół i tylko on. Widzi autor tylko jedną stronę medalu, nie poruszając wcale złożoności relacji między Europejczykami a Żydami. Dla niego po Holokauście sprawa jest jasna: żadna krytyka pojawić się nie może, bo spowoduje nowe prześladowania i jest niczym krytykowanie zmarłego w jego własnym domu. Z pozycji klęczącej przestraszony goj nie jest w stanie obiektywnie ocenić tego, o czym pisze. Jakoś trudno więc uwierzyć w narrację autora, nawet gdy on sam w nią wierzy.
Andrzej Koraszewski, Wszystkie winy Izraela. Inne listy do pani Z., wyd. Błękitna Kropka, Nysa 2016, ss. 337.
No cóż, Autor zapewne czytał inną książkę, bo w tej, którą ja napisałem, chrześcijański (nie tylko katolicki) antyjudaizm, podobnie jak antyjudaizm muzułmański ma inną funkcję niż oświeceniowy antysemityzm (samo pojęcie antysemityzmu pojawia się w końcu XIX wieku i oparte jest na pseudonauce społecznego darwinizmu i "naukowego" rasizmu). Widzimy w tym drugim tabuny ateistów racjonalizujących stary chrześcijański i muzułmański zabobon religijnych poszukiwaczy antybliźniego. Autor recenzji powtarza uczone tezy wychowanego w hitlerowskiej szkole Guntera Grassa "czy wolno krytykować Izrael" i głębotę, że nie każda krytyka Izraela jest antysemityzmem. Ukrywa sam przed sobą, że jest to teza, że nie należy walczyć z kłamstwami na temat Żydów, w tym na temat Izraela. Autor recenzji nie zniża się do szczegółów, do konkretnych faktów. Powtarza za Grassem pytanie, "czy wolno krytykować Izrael". Na to pytanie jest odpowiedź w książce - kłamstwo, to nie krytyka, to utrwalanie swojego odczłowieczającego zabobonu. Nie należy tego robić ani w imię ukochanego Kościoła (papież Franciszek przeciw temu protestuje), nie należy tego robić w imię nienawiści do Ameryki, kapitalizmu, kolonializmu udając, że broni się praw człowieka. Tak czy inaczej, dziękuję za recenzje. Polecam ponowną, tym razem uważniejszą lekturę.
OdpowiedzUsuńPan Koraszewski to hasbara promujący syjonistycznie pozytywny wizerunek Izraela i negatywny obraz świata islamu. Zważywszy na skandalicznie nieprzyzwoicie jednostronny punkt widzenia prezentowany przez autora recenzowanej pozycji - nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości.
UsuńBardzo dobra zmiana szaty graficznej, dobra robota. Polecam Panu książkę Zielone migdały, świetny reportaż. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPan czytając "agitacyjne teksty o dobrych uchodźcach i złym Izraelu, wpisujące się w lewicową dyskusję prowadzoną na zachodzie Europy." dobrotliwie się pewnie uśmiecha. Choć dostrzega, że pisanie A.Zagner wpisuje się w obowiązujący lewicowy trynd krytyki Izraela, więc raczej nie ma tam żadnej dyskusji (czyli ścierania się różnych poglądów, no, chyba że spór na lewicy dotyczy jedynie tego jakby tu Izraelowi/Żydom mocniej "przywalić", jakie działo propagandowe przeciw nim wytoczyć, jaką fotkę wybrać/spreparować, by to "rasistowskie" państwo bardziej zohydzić.) Natomiast Andrzej Kornaszewski się przejął. Nie samym pisaniem w/w pani, ale myślę, że stało się ono przysłowiowym "a straw that breaks the camel's back." Zmotywowało go do działania i tak, drogi Panie, do podjęcia MISJI demaskowania kłamstw politycznej poprawności. I nie wystarczyło "wziąć i napisać", wymagało to wiedzy, talentu, wielu przemyśleń i odwagi, by w naszym kraju zamanifestować sympatię do pii,pii,pii i pii...Żydów. Tu zachęcam do zapoznania się z komentarzami pod jakimkolwiek artykule traktującym o Izraelu np. na Interii. P.S. Thejulietta daje niewinną próbkę nastrojów zaliczając p. Kornaszewskiego do hasbary, bo ośmielił się napisać pozytywnie o Izraelu. Pewnie Ksawery Pruszyński też do niej należał, gdy opisywał w 1933 swe pozytywne wrażenia z podróży po Izraelu i imponujących dokonaniach Żydów w "Palesynie po raz trzeci"
OdpowiedzUsuń