Książki o muzykach mają jeden zasadniczy feler. W każdej, może prawie każdej, biografii czy autobiografii występuje happy end związany z porzuceniem nałogu. Nieważne, co by się działo, wóda, heroina, kokaina, amfetamina, trawa, wszystko to zostaje z pełnym powodzeniem w dawnym życiu; teraz zaczyna się nowe otwarcie, a grajek jest czysty jak łza. Wystarczy sięgnąć po biografie Depeche Mode, The Cure, a teraz Maxa Cavalery, aby się naocznie przekonać o tym, co opisuję. Alkohol i narkotyki uzależniają tak silnie, że ich odstawienie musi wiązać się z całkowitym porzuceniem poprzedniego stylu życia i zmianą środowiska. W innym przypadku, wybaczcie, pozostanę sceptyczny. A piszę o tym dlatego, że „Moje krwawe korzenie” są kolejną pozycją z serii o trwałych metamorfozach muzyków rockowych, w których wóda leje się strumieniami, a ścieżki kokainy ciągną się kilometrami. Max Cavalera, sam albo z pomocą autora widmo, prokuruje własną biografię, w której chronologicznie opisuje swoje życie. Od dzieciństwa w Brazylii do teraz. Naturalnie, jest happy end. Bo niby jak ma być?
Najciekawsze jest na początku. Wiek dziecięcy spędzony w biednej Brazylii, w państwie społecznych rozwarstwień i wojskowej junty. Z początku jest on idylliczny, gdyż ojciec Cavalery jest pracownikiem aparatu władzy. Dzieci rosną więc w bezpiecznym i spokojnym domu, odizolowanym od problemów z policją i autorytarną władzą. Skąd więc w nastolatku, takim jak autor, pęd do buntu? Sytuacja zmienia się wraz z tragiczną śmiercią ojca Cavalery. Od tej pory zaczyna się uliczne życie. Bójki ze skinheadami, łojenie alkoholu, pierwsze eksperymenty z narkotykami. Pojawia się muzyka, metal w najbardziej obskurnej i obrzydliwej dla opinii społecznej odmianie. Brudny, hałaśliwy, opierający się na durnych tekstach o szatanie, wykrzyczanych do mikrofonu z pasją i nienawiścią. Takie są początki Sepultury, najważniejszego i jedynego tak naprawdę znanego na całym świecie zespołu metalowego z Brazylii.
Dzieciństwo Cavalery opisane jest w interesujący sposób. Udało się autorowi oddać atmosferę Ameryki Łacińskiej. Autor (lub ghostwriter) Marquezem nie jest, ale ciekawie ukazuje kraj kierowany przez wojskowe władze, państwo, które z początku wcale nie obchodzi chłopców, jakimi byli bracia, późniejszy tandem, na którym opierała się Sepultura. Kraj ten po śmierci seniora Cavalery zwalił się młodym ludziom na barki i dał się odczuć jako opresyjna machina pełna nędzy, korupcji i niezwykle brutalnej policji. To musiało wybuchnąć wściekłością. Krzywo grana, brutalna, agresywna, ale i mocno naiwna muzyka wczesnej Sepultury rzuciła haczyk. Jeszcze nikt w Brazylii nie grał aż tak intensywnie. Debiut „Morbid Visions” zadziałał lokalnie, kolejna płyta „Schizophrenia” uczyniła z kapeli zespół znany w kraju, album trzeci – tradycyjny sprawdzian dla muzyków – „Beneath the Remains” rozsławił Sepulturę na świecie. Kolejne wydawnictwa ugruntowywały pozycję grupy, czyniąc z niej zespół poszukujący, nowatorski, nieoglądający się na starych fanów, pozostawionych w piwnicy. „Chaos A.D.” i „Roots” były artystycznymi szczytami. I chociaż osobiście nie jestem entuzjastą tego drugiego z wymienionych w poprzednim zdaniu albumów, doceniam jego wkład w rozwój muzyki metalowej.
Ale Max Cavalera to nie tylko Sepultura. Szczegółów historii tu nie przytoczę, po te odsyłam do książki, pamiętać należy jednak o Soulfly, kapeli, która powstała po rozstaniu muzyka z macierzystą grupą. To jej historia stanowi drugą część książki i trzeba powiedzieć, że rozdziały jej poświęcone są po prostu słabsze. Kłania się kolejny grzech muzycznych biografii. Początki opisywane są w nich wnikliwie, a losy późniejsze układają się w nudny ciąg składający się z lakonicznych odniesień do następujących po sobie nagraniowych sesji i tras koncertowych. Wszystko to zaczyna się zlewać w jedną nieodróżnialną masę i traci wartość merytoryczną. Przelatujemy między kolejnymi wydawnictwami, słuchając opowieści o tym, że są one wspaniałe. Należy jednak oddać sprawiedliwość Cavalerze, bo nie gubi się on w zeznaniach i tylko jedną płytę Soulfly nazywa szczytowym osiągnięciem zespołu. Mowa o „Dark Ages”. Tak się składa, że zgadzam się z przedmówcą, więc tym bardziej doceniam jego zdanie.
W historii tej dużą rolę odgrywa rodzina. Żona i była menedżerka Sepultury, dzieci, brat Igor. Pojawiają się również tragedie, jak nagła śmierć syna małżonki Cavalery z pierwszego związku. Nie mamy do czynienia z wiwisekcją uczuć czy emocjonalnym ekshibicjonizmem, muzyk wspomina te wydarzenia dość oszczędnie, pozostając wiernym dobremu smakowi. I może nawet zaczynam wierzyć Cavalerze, że ten spędził kilka miesięcy na odwyku i przestał pić. Chciałbym, aby tak było, bo z tego, co człowiek ten pisze, rysuje się obraz osoby inteligentnej, zaangażowanej społecznie; mam jednak świadomość, że poziom tego zaangażowania jest typowo amerykański, a do tego lewicujący.
Na końcu wróćmy jeszcze do początku całej opowieści. Do obrazu Brazylii dodać trzeba jeszcze nieznane chrześcijaństwu zachodniemu kwestie religijnego synkretyzmu. Z tego, co pisze Cavalera, bardzo popularna w jego kraju jest sekta Candomblé; pochodzi ona z kręgu kultury południowoamerykańskich Murzynów. Matka muzyka zwykła praktykować te obrzędy, oparte na pierwotnym spirytualizmie i katolickim kulcie świętych, a mały Max często w nich uczestniczył. Wiele lat później pojawili się Indianie, mowa tu o „Chaos AD” oraz „Roots”. Dobrze oddaje to specyfikę Ameryki Łacińskiej, z wierzchu katolickiej, a pod powierzchnią pogańskiej i szamańskiej. Co słychać na „Roots” i pierwszych płytach Soulfly.
Max Cavalera, Moje krwawe korzenie, tłum. B. Donarski, wyd. Kagra, Poznań 2013, ss. 214.
Brzmi ciekawie... A jako, że Sepa to jeden z moich ulubionych bandów, jak mi kiedyś wpadnie w ręce, chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńFanem biografii (a już na pewno autobiografii) nie jestem, ale dokonania Sepultury oraz Soulfly b. sobie cenię. Cavalera Conspiracy to także całkiem niezła formacja. Choćby z tego powodu warto by sięgnąć po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńAle oprócz informacji dotyczących bezpośrednio życia artysty, b. ciekawią mnie kwestie związane z panoramą społeczną, która wyłania się na bazie wspomnień. Interesujące są również te domieszki religii i wierzeń np. afrykańskich w latynoamerykańskim katolicyzmie.