Zabić matkę i brata oraz wyrzec się ojca: to trochę dużo jak na jednego człowieka. Każcie mu potem żyć normalnie, stworzyć związek, normalną rodzinę, wchodzić w zależności z innymi ludźmi. Niechaj opowiada o tym, co robił i przestrzega wszystkich dookoła, aby nie czynili tego, co on. Shin In Guen przeżył to wszystko. Urodził się w jednym z tajnych obozów koncentracyjnych w Korei Północnej. Od dziecka uczony był donosić strażnikom na wszystkich, w tym na swoich najbliższych, z którymi w zasadzie nie czuł głębszej więzi. Trudno o jakąkolwiek więź, gdy priorytetem dla człowieka staje się przetrwanie w sensie biologicznym. Aby nie umrzeć z głodu, trzeba kraść jedzenie, zdobywać dodatkowe porcje – na tym skupia się egzystencja kogoś, kto zamknięty jest w obozie. Stalinowskich gułagów dawno już nie ma, obozy hitlerowskie znikły z mapy Europy jeszcze wcześniej. Natomiast w Korei Północnej nadal istnieją mrożące krew w żyłach ośrodki, z których nie ma ucieczki.
Shin In Guen spróbował uciec. Udało mu się. Przekroczył granicę obozu, najeżoną drutami z wysokim napięciem, przekroczył na rzece Tumen granicę chińską, dotarł w końcu do Korei Południowej. Ale co z tego? Tadeusz Borowski, po pobycie w obozie niemieckim, w latach 50. odebrał sobie życie. Baczyński w czasie wojny pisał w „Pokoleniu” o sercu twardym jak głaz, Różewicz jeszcze dobitniej określał sytuację ocalonych z czasów światowej pożogi: wartości, które wyznawano przed wojną, po niej przestały istnieć, zatarły się. A co mamy powiedzieć o człowieku, który w nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego przyszedł na świat, w nim się wychował, pracował, cierpiał? O człowieku, który w wieku dwudziestu lat dowiedział się, że ziemia jest kulą i że istnieją na niej jeszcze inne państwa jak Korea Północna. Shin do tej pory nie potrafi mnożyć ani dzielić. Ledwo dodaje i odejmuje, czyta, ale sporej części komunikatów nie rozumie. Blaine Harden, amerykański reporter, pisząc „Urodzonego w obozie nr 14”, chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że obóz aż tak bardzo wpływa na człowieka. Ktoś, kto nie doświadczył tragedii, nawet pośrednio, jako członek narodu poddanego traumatycznym przeżyciom pokoleniowym, nie zrozumie tego, co dzieje się w umyśle osoby tak potwornie dotkniętej przez zło.
„Urodzony w obozie nr 14” to kolejna książka opowiadająca o tym, co dzieje się za żelazną kurtyną najbardziej odizolowanego państwa świata – Korei Północnej. Książka dobra – przyznać to trzeba, nawet gdy jej autor do końca nie jest w stanie wejść w świat osoby, którą opisuje. My też nie potrafimy tego zrobić, aczkolwiek w naszej historii nie brak traum. Harden się stara; rozmawiał z Shinem przez parę lat, zbierał informacje o północnokoreańskim reżimie, więc nie można nazwać go laikiem, czy człowiekiem nieprzygotowanym do pracy. Autor słucha, chce zrozumieć i udaje mu się to na tyle, na ile jest w stanie. Jednak skłonność do happy endów każe mu wnioskować pozytywnie i widzi on przyszłość Shina w jasnych barwach. To pewnie dobrze, szlachetnie i humanitarnie, ale przed bohaterem o wiele dłuższa droga, niż się amerykańskiemu dziennikarzowi wydaje. W wieku 14 lat Shin In Guen zadenuncjował obozowym strażnikom własną matkę i brata. Stało się tak dlatego, że odkrył, iż gotują oni potajemnie ryż i planują ucieczkę. Zazdrość o jedzenie oraz wychowanie w okrutnych warunkach spowodowały, że Shin doniósł. Kilka miesięcy później widział egzekucję obojga.
Północnokoreańskie obozy byłyby do dzisiejszego dnia głęboko skrywaną tajemnicą reżimu Kimów, gdyby nie zdjęcia satelitarne, na których odkryto kompleksy baraków i całe fabryki należące do tych ponurych instytucji. Obozy te niczym nie różnią się od Auschwitz – Birkenau, Majdanka czy kołymskich łagrów. To obliczone na eksploatację niewolników przedsiębiorstwa, z których – jeśli przyszło się na świat – już się nie wychodzi. Zresztą wyjście w innym przypadku również jest prawie niemożliwe. W miejscach tych stosuje się wymyślne tortury, panuje w nich chroniczne niedożywienie, poza tym na więźniach przeprowadza się przeróżne eksperymenty. Josef Mengele mógłby się wiele nauczyć. Trafiają do nich osoby, którym postawiono zarzuty przestępstw politycznych, a jest to w Korei bardzo szerokie spektrum przewin. Oprócz osoby będącej sprawcą, do obozu trafia najczęściej cała jego rodzina. Pamiętać należy jeszcze o jednym: Korea Północna jest państwem kastowym, zwykła odmiana komunizmu nie ma w nim więc racji bytu. Nie można – jak w przypadku państw europejskich w okresie stalinizmu – odpokutowawszy swoje grzechy, przejść na służbę dyktatorskiej władzy. Tu los jest niezmienny. Bycie pariasem systemu powoduje w najlepszym przypadku powoduje społeczne wykluczenie. W najgorszym – śmierć.
Jednak nie na Korei Północnej kończą się tragiczne obserwacje Blaine Hardena. Smutną konstatacją jest fakt, że w sąsiednim, bratnim państwie los braci uwięzionych przez Kimów na prawie nikim nie robi wrażenia. Ogłupione k-popem nastolatki, zabiegane i sfrustrowane korporacyjne szczury nie mają na to czasu? Wyobraźni? Sumienia? Shin, przebywając w Korei Południowej, jak większość jego rodaków, nie znalazł sobie miejsca, nie mówiąc już o głębszym współczuciu. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Następnie powrócił do Azji. Rolniczy kraj, który dokonał gigantycznego skoku technologicznego, wzbogaciwszy się ogromnie, nie daje sobie rady ze społecznymi skutkami tego przełomu. Odsetek samobójstw w Korei Południowej jest jeszcze wyższy niż w Japonii, gdzie odebranie sobie życia stanowi przecież element honoru. Gdzie tam jeszcze przejmować się ziomkami z północy? Stosunek bogatych Amerykanów i Koreańczyków do ludzi uwięzionych w reżimie Kim Dzong Una to pseudo-przyjacielskie poklepywanie po plecach, nieco wzruszeń, modlitw i egzaltacji. Na jałową, północnokoreańską ziemię, pozbawioną bogactw naturalnych nie spadną bomby pokoju. Nie pojawi się na niej bohaterski, obdarzony śnieżnobiałym uśmiechem Jankes. Nikt nie uratuje mieszkańców państwa – obozu przed – tym razem nie domniemanym, jak w Iraku – ale prawdziwym terroryzmem.
Blaine Harden, Urodzony w obozie nr 14: Z Korei Północnej długa droga do wolności, tłum. M. Antosiewicz, wyd. Świat Książki, Warszawa 2013, ss. 248.
Tekst pochodzi z portalu wNas.pl. Kultura jest w każdym w nas.
0 komentarze:
Prześlij komentarz