Bartosz Rdułtowski - Tajne operacje PRL i UFO. Koniec mitu?


Jeśli ktokolwiek chociaż pobieżnie interesuje się Niezidentyfikowanymi Obiektami Latającymi, nie mógł przeoczyć najważniejszego w Polsce wydarzenia związanego z UFO, jakim było lądowanie tajemniczego statku w Emilcinie w okolicach Lublina. Wydarzenie to, niemające dotychczas w naszym kraju precedensu, było tak ważne, ponieważ wiązało się z niezaobserwowanym do tej pory wzięciem, tak zwanym spotkaniem czwartego stopnia. Uległ mu Jan Wolski, nieżyjący już prosty rolnik z Emilcina. 10 maja 1978 roku wracał on z kobyłą od ogiera, gdy na drodze spotkał tajemnicze istoty, które zaprowadziły go do swojego statku i tam wykonały badania. Wydarzenie to nagłośnił znany ufolog Zbigniew Blania-Bolnar z Łodzi, poświęciwszy mu wiele artykułów i kilka książek. Blania zaangażował się w kompleksowe zbadanie Jana Wolskiego, na płaszczyźnie psychologicznej, neurologicznej, laryngologicznej etc. Wniosek był jeden: Wolski nie kłamał i z pewnością to, co opowiadał o swojej tajemniczej przygodzie, musiało być prawdą. Fakt ten wydawał się nie do podważenia, a żeby go uwiecznić dla potomnych, dziesięć lat temu w Emilcinie postawiono pomnik upamiętniający to wydarzenie. Napis na nim wyryty głosi: prawda nas jeszcze zaskoczy.

Przyznam się, że również wierzyłem w prawdziwość podawanej w dziesiątkach źródeł historii, chociaż naiwną ufność w istnienie UFO mam już raczej za sobą. Jednak w historii Jana Wolskiego z Emilcina było coś, co wydawało się solidną podstawą. W końcu wykonano wiele badań, a człowiek, który został zaproszony przez kosmitów do statku, nie miał zdolności do wymyślania niestworzonych historii. Ba, nawet nigdy o żadnych kosmitach nie słyszał; nie czytał książek, sporadycznie sięgał po gazety, a telewizora w domu nie miał. W prawdziwość tego zdarzenia wierzył również Bartosz Rdułtowski, autor omawianej właśnie pozycji zatytułowanej „Tajne operacje PRL i UFO”. Dla zainteresowanych tajemnicami Trzeciej Rzeszy nazwisko Rdułtowskiego nie powinno być anonimowe; autor ten już nieraz odmitologizował przeróżne niesamowite opowieści, a to zdarzenia w Roswell, gdzie rzekomo rozbił się statek obcych, albo niezwykłe legendy o cudownej broni Hitlera. We wszystkich przypadkach okazywało się, że to, co wydawało się mocno zakorzenione w ludzkiej świadomości, było opowieścią rodem z Andersena: zmyśloną, współczesną baśnią.

Czy tak miało być z Emilcinem? Po czterdziestu niemal latach prawda zdaje się bezlitosna. Tak, w przypadku lądowania w Emilcinie wszystko staje się jasne: mamy do czynienia z mistyfikacją. Nie będę odbierał czytelnikowi przyjemności przedzierania się przez fakty i dochodzenia wraz z autorem do zaskakującego finału, więc nie zdradzę, w jaki sposób całe to zdarzenie powstało. Przywołam za to raz jeszcze napis z pomnika UFO: prawda nas jeszcze zaskoczy. Opracowanie to, analizujące drobiazgowo wiele dokumentów i artykułów, z których wiele do tej pory było niedostępnych, może zatrząść w posadach wierzących w UFO. Napisałem o wierze nieprzypadkowo, gdyż w przypadku tego zjawiska mamy do czynienia z fenomenem religijnym. Powstaje bowiem wiele opowieści przypominających te o objawieniach istot boskich. Ktoś widział światła na niebie, inny spodki, cygara czy tajemnicze istoty. Najwięksi „szczęściarze” stanęli z tymi ostatnimi twarzą w twarz. Wydarzenia te analizowane są później w gronie ufologów, którzy poprzez działanie w jednolitej grupie tak samo myślących wzmacniają wzajemnie swoją wiarę. A Rdułtowski bezczelnie im ją podważa. Nie zaglądałem na fora ufologiczne, ale podejrzewam, że autor został na nich już uznany za heretyka. I gdyby dzisiaj płonęły stosy, niechybnie spłonąłby na jednym z nich, a z nim jego książka.

Trzeba docenić drobiazgowość i skrupulatność śledztwa, którego dokonał na potrzeby rzeczonego opracowania Bartosz Rdułtowski. Wymagało ono długich tygodni mrówczej pracy w bibliotekach, a później metodycznego zbierania materiału z wywiadów ze świadkami: mieszkańcami Emilcina, byłymi milicjantami, rodziną ufologa – Zbigniewa Blani. Ogromnym łutem szczęścia okazało się zdobycie od siostry łódzkiego badacza UFO wielu dokumentów, korespondencji, notatek, które pomogły dojść autorowi do najbardziej pasującej hipotezy. Trzeba tu dodać, że końcowe wnioski, które formułuje Rdułtowski, to jednak hipotezy. Z powodów, którymi między innymi jest śmierć Blani i Wolskiego – najważniejszych świadków, nie udało się autorowi „Tajnych operacji…” sformułować stuprocentowych, pewnych tez. Konkluzje, do których dochodzi omawiana książka, mogą być uznane za dostatecznie mocne. Co więc się okazuje? Mamy więc pewność dotyczącą mistyfikacji, natomiast nie możemy być do końca pewni, czy sposób jej stworzenia był prawdą. Sprawa okazuje się nadal budzić kontrowersje. Pozostaje tajemnicą.

Nie zdradzę chyba zbyt wiele, gdy napiszę, że Rdułtowski przez pewien okres śledztwa podejrzewa ślad służb specjalnych. W końcu tytuł książki naprowadza nas na taki wątek. Bowiem tajemnicza okazuje się postać głównego bohatera Zbigniewa Blani, który rzekomo utrzymywał się z pisania artykułów i książek (a miał kilkuletnie przerwy, w których nie pisał i nie publikował zupełnie niczego), a swój budżet reperował corocznymi miesięcznymi wakacjami w Szwecji, w czasie których pracował, czym zarabiał na swoje utrzymanie. Znając nawet pobieżnie specyfikę systemu PRL, trudno wyobrazić sobie, że zwyczajny absolwent socjologii mógł pozwolić sobie na bezrobocie (nakaz pracy obowiązywał w całym kraju) i coroczne kanikuły na zgniłym zachodzie. Autor nawet zaangażował się w poszukiwanie teczki osobowej Blani w IPN, nie znalazł jej jednak. Mnie natomiast przychodzi na myśl jeszcze jedno rozwiązanie. A co, gdyby Blania był agentem niejawnym, tak zwaną „enką”? To jednak tylko domysły, a po lekturze książki pełne luk i tajemnic życie najbardziej znanego polskiego ufologa zaczyna fascynować bardziej niż latające talerze.

Bartosz Rdułtowski, Tajne operacje PRL i UFO, wyd. Technol, Kraków 2013, ss. 754.

4 komentarze:

  1. Zaciekawiłeś mnie! Jak wiesz, dawno nie przeglądałam tej tematyki i obawiam się, że po tej lekturze wsiąknę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja. Autor książki cytuje jej fragment w swoim najnowszym artykule. Swoją drogą może coś nowego wiadomo w sprawie Blani? Myślał Pan o zrobieniu wywiadu z Panem Bartoszem? 10 maja będzie 38 rocznica. Chętnie usłyszałbym, co Pan Bartosz myśli o zjawisku UFO. A tu link do wspomnianego artykułu: www.pogromcymitowhistorii.pl/emilcin-ufo-i-teatr-absurdu-1/

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka Bartosza Rdułtowskiego "Tajne operacje. PRL i UFO"
    odebrała nam tę cudowną bajkę.

    A mieliśmy taką piękną historyjkę z UFO, taką naszą, polską, narodową, w sam raz prostą i naiwną, że do bólu szczerą... i komu to przeszkadzało? Autor wykonał tytaniczną pracę, ale "a na h...j mnie taki kaktus?", on tylko stłukł różowe okulary, strzelił samobója! Inni mają swoje spotkania z kosmitami i to najrozmaitszych poziomów i rodzajów :)) a w Polsce? Nic! W III RP to nawet UFO wykończyli :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wierzyłem w ten mit, ale trudno, rzeczywistość zwyciężyła.

      Usuń