Czy wiecie, że w latach 60. do samolotu pasażerskiego można było wsiąść prosto z płyty lotniska, bez odprawy i bez biletu? Przyznam się, że osobiście nie wiedziałem, iż loty traktowano wówczas tak liberalnie. Każdy mógł wnieść na pokład broń, narkotyki czy inne zakazane towary. Złota epoka – można by powiedzieć Wyobraźmy sobie jednak, że ten kompletny brak obostrzeń zostaje wykorzystany przez niecnych ludzi. Tak się właśnie zaczęło dziać w Stanach Zjednoczonych na przełomie lat 60. i 70. Doszło wówczas do serii porwań, których naliczono około stu pięćdziesięciu. W najgorętszym okresie nie było tygodnia, aby choćby jeden samolot nie został uprowadzony. Zjawisko to nakłada się na rewolucję obyczajową, wybuchy antywojennych demonstracji oraz ciemne strony ideologii hipisowskiej. Nakłada się, a raczej stanowi – razem z wymienionymi powyżej – spójną całość, która każe spoglądać na zachodni świat w kontekście negatywnych zjawisk społecznych. Zjawiska te, owszem różnorodne, wpisują się w całościowo ujęty problem lewicowego terroryzmu. Bo kto porywał te samoloty? Często zwykli szaleńcy, z których duża część robiła to w proteście przeciwko wojnie lub dla poparcia światowej międzynarodówki komunistycznej. Nie bez przyczyny pierwsze lądowania uprowadzonych samolotów miały miejsce w Hawanie.
„Niebo jest nasze” Brendana I. Koernera to brawurowo napisany reportaż dotyczący tego właśnie zjawiska. Autor z zacięciem dziennikarza śledczego bierze się za bary z tematem, który wydaje się reporterskim samograjem. Tym ciekawiej czyta się tę książkę, że w odróżnieniu od schematycznych powieści sensacyjnych, pisanych zgodnie z modelem akcji, tutaj zdarzyć może się absolutnie wszystko i do końca nie jesteśmy pewni zakończenia. Aby zachować ciągłość opowieści, autor główną jej część poświęcił dwojgu porywaczy – Kathy Kerkow i Rogerowi Holderowi. Ona – biała prymuska i zdolna uczennica college’u, zafascynowana Czarnymi Panterami, on – amerykański Murzyn, weteran wojny w Wietnamie, borykający się z zespołem stresu pourazowego – oboje stanowili przestępczą parę, niczym Bonnie i Clyde ery wyzwolenia seksualnego. Zostali kochankami i towarzyszami niedoli w „faszystowskich” Stanach, aż w końcu nadszedł 2 czerwca 1972, kiedy oboje wsiedli do samolotu lecącego z Los Angeles do Seattle. Maszyna została porwana i tu zaczęła się epopeja terrorystycznego duetu. Służbom USA nie udało się aresztować Kerkow i Holdera, toteż oboje zostali na przymusowej emigracji, najpierw a Algierii, a potem we Francji, gdzie stali się bohaterami lewicowej bohemy. Kochali ich i podziwiali Yves Montand, Jean-Paul Sartre, ze Stanów przyjeżdżała Joan Baez – to wszystko pokazuje, jaki poziom etyczny i intelektualny prezentowała cała ta lewacko-hipisowska czeredka.
Nie zdradzam wielu szczegółów z życia pary, nie piszę również, jak zakończyły się jej losy, pozostawiając czytelnikowi satysfakcję z odkrywania prawdy. Drugim elementem składowym reportażu Koernera są informacje o innych porwaniach, które układają się w chronologiczny ciąg wydarzeń. Poznajemy w nim niewielu, najczęściej zaburzonych bohaterów, których wspólnym mianownikiem jest chęć zwrócenia na siebie uwagi. Okazuje się bowiem, że motywacją do porwań była nie tylko antywojenna postawa, ale na przykład kompleksy, niepowodzenie w pracy czy kłótnia z żoną. Liczba uprowadzeń samolotów narastała według zasady śniegowej kuli, a ich sprawcy rozbisurmanieni działaniami swoich poprzedników, żądali coraz większych okupów i coraz bardziej egzotycznych destynacji. Niektórzy wyskakiwali w locie, uprzednio żądając dostarczenia spadochronów. Pół biedy, jeśli mieli jakiekolwiek przeszkolenie w tej materii, gorzej, jeśli byli laikami.. Wówczas łatwo można się domyśleć, w co zmieniali się po zetknięciu z ziemią. Liczba porwań niepokoiła służby bezpieczeństwa i personel lotnisk, toteż stopniowo zaostrzano procedury. Nie były one, co może dziwić, dobrze przyjmowane przez przewoźników, którym wydawało się, że z ich powodu stracą zniechęconych kontrolami klientów. Że nic takiego się nie stało, widać gołym okiem.
Brendan I. Koerner napisał interesującą pozycję, która z pewnością jest jednym z najciekawszych opracowań w tegorocznej literaturze non fiction. Dzisiaj porwania samolotów stanowią absolutny margines, a ostatnie spektakularne uprowadzenie zakończyło się rozwaleniem wież World Trade Center 11 września 2001 roku. Dlatego też warto zajrzeć za tę kurtynę i stanąć twarzą w twarz z szaleńcami, którzy dopuszczali się tych aktów. Może właśnie dzisiaj, gdy widmo lewackiego terroru pojawia się na horyzoncie, a syte polityczne koty przestrzegają przed „populizmem” i „nacjonalizmem”, warto dowiedzieć się, co się dzieje, gdy do głosu dochodzą sfrustrowani maniacy, którym wydaje się, że imię wątpliwych ideałów humanitaryzmu i antywojennego bełkotu są w stanie uratować świat. Główni bohaterowie reportażu Koernera – Kerkow i Holder – skończyli zupełnie inaczej, niż sobie wymarzyli, i to jest najlepsza lekcja.
Brendan I. Koerner, Niebo jest nasze. Miłość i terror w złotym wieku piractwa powietrznego, tłum. B. Gadomska, wyd. Czarne, Wołowiec 2017, ss. 293.
Bardzo ciekawa pozycja książkowa, muszę się z nią bardziej zapoznać bo spodobał mi się ogólnie temat ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za opinię i udanej lektury!
OdpowiedzUsuńOj tak, przydałoby się, żeby wiele osób przeczytało tę książkę i wyciągnęło z niej lekcję.
OdpowiedzUsuń