Drauzio Varella - Klawisze. Bohaterowie zza krat


Gdy pewnego październikowego dnia 1992 roku na terenie brazylijskiego więzienia Carandiru wybuchł bunt osadzonych, z początku wszystko wydawało się rutynowe. Więźniowie od zawsze byli niezadowoleni z warunków, w których przebywają, a strażnicy byli od tego, aby powściągać ich reakcje. Nawet sam moment buntu nie zrobił na nikim większego wrażenia. Dopiero wpuszczenie policji wojskowej na teren placówki zaowocował tragedią. Podczas zamieszek zginęło 111 osób, a wiele setek zostało rannych. Gdy po pewnym czasie opadł bitewny pył, okazało się, że moment masakry w więzieniu w Sao Paulo był jasną cezurą, po której nic już nie było takie jak przedtem. Rządy w brazylijskich placówkach odosobnienia przejęły brutalne gangi wraz z najbardziej agresywnymi przestępcami na czele. Nie znaczy to jednak, że wcześniej panowała sielanka. Natomiast naruszone zostało pewne kruche status quo, w wyniku którego sytuacja zmieniła się na gorsze. O tym wszystkim pisze, po raz kolejny, brazylijski lekarz więzienny, Drauzio Varella. Jego pierwszą opowieść mogliśmy przeczytać dwa lata temu: „Ostatni krąg” opowiadał o kilkudziesięciu więźniach, nie tylko z Carandiru. Natomiast niedawno wydani w Polsce „Klawisze” mówi przede wszystkim o strażnikach, co zapowiada już sam tytuł.

Literatura więzienna, szczególnie ta znana w naszym kraju (Niesiołowski, Nasierowski, Sikora) siłą rzeczy koncentruje się na osadzonych, ignorując świat strażników, lekceważąco nazywanych klawiszami. Ten ostatni jest więc światem nieprzeniknionym, który znany jest tylko z opowieści jednej strony, przy czym są to opowieści skrajnie subiektywne. Już mniej pisze się o stresie, któremu podlegają więzienni nadzorcy. Pamiętać należy jeszcze o jednej sprawie. Mianowicie, warunki panujące w ośrodkach penitencjarnych w Polsce i Ameryce Łacińskiej są niezwykle różne. Gdy porównamy je ze sobą, okaże się, że w naszym kraju więźniowie żyją na wczasach. Varella pisze, że jeszcze do niedawna więzienia brazylijskie niczym nie różniły się od tych sprzed stu i więcej lat. Ale nie to jest najważniejszym motywem „Klawiszy”. Są nim natomiast ci, którym w większości publikacji dotyczących więzień nie poświęca się wiele miejsca.

Pisząc na tak trudny temat, łatwo popaść w manierę i albo szarżować emocjami i sensacją, albo złapać zbyt duży dystans, co skutkować będzie naukowym chłodem. Drauzio Varella, jako człowiek znający się na rzeczy, bo kilkadziesiąt lat pracujący w różnych ośrodkach, znajduje inny, lepszy sposób opisania rzeczywistości. Nie epatuje niepotrzebnym okrucieństwem, ale w naturalnym tonie snuje swoje opowieści. Tekst jego składa się z trzydziestu kilku drobnych obrazków napisanych według zasady minimum słów, maksimum treści. Nie szarżuje więc autor armią przymiotników, ani nie wyraża oburzenia opisywanymi zdarzeniami. Oddaje głos swoim bohaterom, którzy w końcu mają sposobność mówić. I z pewnością pozycja ta nie powstałaby, gdyby nie zaufanie, którym obdarzyli strażnicy skromnego więziennego lekarza. To chyba sposób bycia Varelli i jego umiejętność słuchania spowodowały, że na kartach książki pojawiło się tak wiele fascynujących opowieści. A te napisane są językiem prostym, obrazowym i niezwykle klarownym. To duża umiejętność, aby wyrazić myśli w sposób mało skomplikowany, ale jednak elegancki i daleki od banału.


Czytając reportaż Brazylijczyka, dopiero zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, pod jak ogromną presją znajdują się jego bohaterowie. Słabo opłacani, narażeni na notoryczny stres więzienni strażnicy opisani przez autora, jeśli tylko nie zejdą na drogę występku, są prawdziwymi bohaterami. Dziwi także fakt, że wielu spośród bohaterów tekstu wybrała ten zawód z powołania. Niektórzy nawet od dziecka marzyli o tym, aby pracować za murami. Niektórych zaś wybrana w młodości profesja uratowała od zejścia na złą drogę. Zafascynowani buntem i życiem na krawędzi, wybrali bardziej moralne zajęcie. Varella poświęca uwagę również tym strażnikom, którzy skuszeni przez sposobność zarobienia łatwych pieniędzy decydują się na współpracę z osadzonymi. Przemycają narkotyki, ułatwiają ucieczkę, czym skazują się na ten sam los, co więźniowie. Większość jednak – zdaniem autora – to ludzie prawi, uczciwi, co nie znaczy, że zawsze działający zgodnie z mieszczańskim kodeksem. Co ma bowiem zrobić funkcjonariusz, który został postawiony w sytuacji ekstremalnej? Rozmowa często nie ma sensu, pozostaje tylko siła pięści. Z drugiej strony nieraz, aby dojść do prawdy o tym, co dzieje się w celach, trzeba korzystać z usług informatorów. To jednak połowa sukcesu; pozostają jeszcze dyplomatyczne umiejętności, dzięki którym nie wolno zdradzić, kto donosi. W warunkach brazylijskiego więzienia kapusiowi grozi śmierć.

Jeśli mówimy więc o południowoamerykańskich ośrodkach dla osadzonych, musimy użyć metafory dżungli. Zarówno więzień, jak strażnik, każdego dnia toczy w niej walkę o przetrwanie. Nie bez przyczyny niektórzy z opisanych przez autora bohaterów przed przejściem przez więzienną bramę wykonują znak krzyża. Ten świat bowiem wymaga nieustannego wyostrzenia zmysłów, a jedna drobna pomyłka oznaczać może pożegnanie się z życiem. Są jednak tacy, którzy chcą płacić tę cenę, tacy, których ciągnie za mur i którzy spełniają się, pracując z ludźmi nierzadko nieprzewidywalnymi i zdemoralizowanymi. To, co mają do powiedzenia, jest czasem wstrząsające, nieraz specyficznie dowcipne, ale zawsze interesujące.

Drauzio Varella, Klawisze, tłum. M. Lipszyc, wyd. Czarne, Wołowiec 2016, ss. 219.

0 komentarze:

Prześlij komentarz