Istnieją pewne grupy etniczne, które krytykę znoszą gorzej niż inne. Są również takie, które nie tolerują absolutnie żadnej negatywnej opinii, same oczywiście wypowiadając się pejoratywnie o innych zbiorowościach. Łatwo zgadnąć, że chodzi o Żydów. Antysemityzmem może być więc wszystko: stwierdzenie, że większość funkcjonariuszy UB należała do narodu wybranego, opinia, iż rok 1968 w PRL był tylko wewnątrzpartyjną rozgrywką, czy po prostu krytyka polityki Izraela. Bardzo dobrze, że głosy krytyczne wobec specyficznego charakteru Żydów pochodzą od nich samych. Mowa tu o Normanie Finkelsteinie, autorze chociażby „Przedsiębiorstwa Holocaust”, albo o twórcy omawianej pozycji, Shlomo Sandzie. Jego esej „Dlaczego przestałem być Żydem” nie stanie się ulubioną lekturą czytelników „Gazety Wyborczej”, chociaż sam Sand powiela w nim sporo stereotypów charakterystycznych dla filosemitów.
Ale od początku. Autor z początku zaznacza, że jego tekst nie jest przeznaczony dla antysemitów. Fakt, kłamstwa oświęcimskiego tutaj nie ma, ani też pseudonaukowych opinii na temat rzekomych ewolucyjnych mankamentów Żydów. To nie bibuła dla dziarskich chłopców, ale cenna rzecz, która tłumaczy, w prosty i łopatologiczny sposób, to, kim są dzisiaj Żydzi. Z tożsamością tej grupy etnicznej są problemy i to nie od dzisiaj. Shlomo Sand, jako ateista, niezwiązany nijak ani z religią ani obrzędowością współczesnego judaizmu, zadaje pytanie, czy tożsamość Izraelczyków jest w jakikolwiek sposób powiązana z czynnikami pozareligijnymi. Odpowiedź, jakiej udziela, jest negatywna. Nie mogąc znaleźć swojego miejsca w społeczności, której jedynym spoiwem jest religia, dokonuje dekonstrukcji własnej tożsamości. To jest dopiero początek. Wiadomo: są dwa sposoby, jakimi można stać się obywatelem Izraela. Pierwszym jest udowodnienie własnego pochodzenia z matki Żydówki. Drugim – przyjęcie religii.
Nim przeanalizuję rzeczony esej, kilka słów na temat przekłamań pojawiających się na jego początku. Posługując się wytartymi kliszami na temat historii Żydów, Sand omawia historię diaspory swojego narodu. Nie zauważa specyfiki I Rzeczpospolitej i faktu, że była ona państwem bez stosów. Dokąd z całej Europy uciekali Żydzi? W Polsce na poziomie państwowym nikt nie wymagał od nich zmiany religii, co działo się na zachodzie Europy. Oczywiście, że na płaszczyźnie prywatnej zdarzały się zatargi, ale pamiętać musimy o dwóch rzeczach. Primo, były to zatargi mające obopólne źródło. Secundo, nie wolno nam oceniać antyżydowskich wystąpień miarą holokaustu, a takie ahistoryczne myślenie dominuje we współczesnym dyskursie dotyczącym Żydów. O tym wszystkim Shlomo Sand nie wspomina, dając nieco krzywdzący dla gojów obraz przedwojennej rzeczywistości europejskiej.
Wróćmy do meritum tekstu. A zawiera on sporo niepopularnych, chociaż powszechnie znanych faktów. Przede wszystkim nie pasuje autorowi wyższość, z jaką Żydzi spoglądają na gojów, czyli tych, którzy Żydami nie są. Źródła takiego traktowania bliźnich znajdują się już w Starym Testamencie i Talmudzie. Tworzenie się żydowskiej diaspory miało swój początek nie tylko w wygnaniu, ale również w poczuciu moralnej i społecznej wyższości, którą czuli i czują Żydzi w stosunku do innych obywateli. Konsekwencją takiego myślenia jest agresywna polityka międzynarodowa i wywiadowcza Izraela. Polityka społeczna, której pokłosiem staje się wysyłanie młodych Izraelczyków na wycieczki do Auschwitz-Birkenau oraz podsycanie poczucia krzywdy i nienawiści, skrytykował już żydowski reżyser Yoaw Shamir w głośnym dokumencie „Defamation” (w polskiej wersji „Dezinformacja”, chociaż powinno być raczej „Zniesławienie”). Skoro i Finkelstein, i Shamir, i Sand widzą nieprawidłowości w funkcjonowaniu własnego społeczeństwa, a jest to głos żydowski, nie ma co krzyczeć o antysemityzmie, ale raczej porzucić mity narzucane przez niektórych przedstawicieli tego narodu.
Jednym z nich, rozpowszechnionym na Zachodzie, jest narracja o wyłącznie antyżydowskim charakterze II wojny światowej. Na mocy tej opowieści zdarzały się sytuacje, w których do głosu nie dopuszczano ofiar spośród Cyganów. Bo przecież na cierpienie monopol może mieć tylko jedna nacja. Inny przykład. Nie mówi się, że w obozach zagłady zginęło około 11 milionów ludzi, i że tylko połowa z nich należała do narodu wybranego. Prześledziwszy popularne publikacje historyczne ukazujące się na Zachodzie, zobaczymy, że liczba ofiar stopniała do 6 milionów, i że obecnie w kontekście lagrów niemieckich wspomina się tylko o Żydach. O skandalicznym stosunku osadników żydowskich do własnych, ocalałych z holokaustu współziomków pisał już w „Siódmym milionie” Tom Segev. Określenie „mydło” padające w stronę migrujących do Izraela było powszechne.
Konstatacją eseju staje się teza, że współczesny Izrael jest państwem ksenofobicznym, natomiast jego społeczeństwo jest jednym z najbardziej rasistowskich. Jako lewicowiec, socjalista, Shlomo Sand, nie jest w stanie zrozumieć i tolerować motywacji, jakie rządzą jego narodem. A że ten oparty jest jedynie na spoiwie religijnym, wypisuje się z niego. I może ten gest jest zanadto egzaltowany, staje się ważnym głosem w dyskusji, której głośno prowadzić nie można. Chyba, że chce się być obwołanym antysemitą. Nawet, gdy cytuje się autora, który do antysemityzmu ma stosunek jednoznacznie negatywny. Jak pisał pierwszy rabin osadniczej wspólnoty w Palestynie: różnica między duszą Żyda, z jej wiarygodnością, wewnętrznymi pragnieniami, żądaniami, jakością i postrzeganiem, a duszą wszystkich nie-Żydów, jest większa i głębsza aniżeli różnica pomiędzy duszą człowieka a duszą zwierzęcia.
Shlomo Sand, Dlaczego przestałem być Żydem: spojrzenie Izraelczyka, tłum. I. Badowska wyd. Dialog, Warszawa 2014, ss. 139.