Maciej Wasielewski - Jutro przypłynie królowa. Pitcairn, czyli trzy wieki Sodomy


Minęło trzydzieści osiem lat od momentu, gdy Pier Paolo Passolini nakręcił kontrowersyjny i skandalizujący film „Salo, czyli 120 dni Sodomy”, będący adaptacją prozy skandalisty Markiza De Sade. Do tej pory w krajach takich jak Australia czy Finlandia obraz ten jest zakazany. W Wielkiej Brytanii oryginalne kopie filmu zostały przechwycone przez Scotland Yard. Z tego też państwa w 1787 roku wyruszył żaglowiec Jego Królewskiej Mości, ochrzczony imieniem Bounty. Marynarze płynący pod wodzą kapitana Williama Bligha wszczynają bunt, w wyniku którego wyrzucają dowództwo statku w szalupie na pełne morze. Sami dopływają do wybrzeży Tahiti, skąd porywają kilkunastu tubylców, aby finalnie zacumować przy bezludnej wyspie Pitcairn.

Ponad dwieście lat później dwóch hipsterów – studencików udaje się na daleką wyspę, gdzie pozuje do zdjęć w koszulkach Joy Division. Po tej snobistycznej wycieczce, wpisującej się w turystykę typu slow, którą uprawiają najczęściej modnisie chłepcący kawkę ze Starbucksa, chodzący w trampkach za pięćset złotych, dzielą się swoimi przemyśleniami na jednym z polskich portali. Czytamy, że Pitcairn to miejsce magiczne, będące końcem świata. Chłopcy mówią, że tubylcy to zupełnie normalni ludzie i planują nakręcić film o tej intrygującej wyspie. Zafascynowani Rousseau’owskim szlachetnym dzikusem młodzieńcy promują swoje przyszłe dzieło, pozują do zdjęć, wpisując się w wielowiekową arkadyjską fascynację pierwotnymi rajami. Kroczą po ziemi, która od wielu lat naznaczona jest ludzkim cierpieniem, ale wydaje się, że nic nie wiedzą o miejscu, do którego przypłynęli. Ot bananowa młodzież, żyjąca na adrenalinie i odmieniająca słowo „przygoda” przez wszystkie przypadki. Szkoda, że niedouczona.

Tak się złożyło, że na Pitcairn dopłynął również Marcin Wasielewski. Tylko, że jego podróż skutkuje zgoła innymi przemyśleniami niż wynurzenia dwóch podstarzałych nastolatków – filmowców. Wasielewski przed wyprawą dokonał kwerendy i wiedział, po co pakuje mandżur. Tajemnicza wyspa o powierzchni zaledwie 4,53 kilometrów kwadratowych, znajdująca się 5.5 tysiąca kilometrów od Ameryki Południowej i Nowej Zelandii, jest jednym z bardziej odizolowanych i zamieszkałych miejsc na świecie. Wyspa ta, licząca około pięćdziesięciu mieszkańców, w dużej mierze będących potomkami buntowników z osiemnastowiecznego okrętu, nie jest rajem, jak chcą obaj studenci, ale jawi się raczej jako jego odwrotność. Już sama geneza społeczności daje do myślenia. Zdemoralizowane jednostki, które podnoszą rękę na kapitana i porywają żaglowiec, a potem tubylców z Tahiti, stają się początkiem zamkniętej wspólnoty. W tym gronie skazanych na siebie ludzi za moment zacznie się dziać bardzo źle. Wystarczy uruchomić wyobraźnię. Zobaczyć stłoczone na małej wysepce postaci i wyciągnąć wnioski. Izolacja, wielkie odległości, mała przestrzeń, dzika natura. Powoli zrywają się więzi z cywilizacją, prawo zostało kilka tysięcy kilometrów stąd, ono ucieleśnia się w budynkach sądów i policyjnych mundurach. Te są daleko, bardzo daleko. Hulaj dusza, piekła nie ma, bo i diabeł już tu nie mówi dobranoc. Wyprowadził się na stały ląd. 

W przywołanym na początku filmie Passoliniego akcja zawiązuje się, gdy w czasie II wojny światowej czterech włoskich faszystów, z pomocą Niemców, porywa młode dziewczęta i chłopców po to, aby zamknąć ich w pałacu i tam deprawować. Na Pitcairn nikogo nie trzeba było uprowadzać. Ofiary same podchodziły pod nóż. Początkowo nieświadome tego, co będzie się działo, w późniejszym okresie musiały oddawać się zwyrodnialcom. Ich wiek nie miał w tym przypadku żadnego znaczenia. Koligacje rodzinne również, tym bardziej, że wszyscy mieszkańcy wyspy są ze sobą w jakimś stopniu spokrewnieni. Wasielewski dotarł do świadków tych drastycznych wydarzeń i wysłuchawszy ich nierzadko przerażających opowieści, napisał książkę, która boli niczym otwarta rana. Wsłuchując się w to, co mają do powiedzenia ofiary wielokrotnych gwałtów, będące spokrewnione ze swoimi oprawcami, zaczynamy odczuwać własną bezsilność. Co prawda, nie taką, jaką czuły te młode dziewczyny, wiedzące, że i tak nie mają szans na jakąkolwiek ucieczkę ani sprawiedliwość. Na Pitcairn Temida jest ślepa.

Nie wszyscy chcieli mówić. Dla niektórych wspomnienia te są zbyt bolesne, aby je uzewnętrzniać. Nie wszyscy mają interes, aby opowiadać ze szczegółami o tym, co się wydarzyło. Jedni, bojąc się, bo przecież reporter odpłynie, a oni pozostaną, narażeni na szykany, własną śmierć, lub pohańbienie córek (jeśli te posiadają). Drudzy, kryjąc przestępców, albo sami mając coś wspólnego z ich ohydnymi czynami. „Jutro przypłynie królowa” to również książka o władzy. Małą, zamkniętą społecznością wyspy rządzi burmistrz, ale tak naprawdę jej kierownictwo zamyka się w rękach Chłopców, jak mieszkańcy nazywają gwałcicieli. Mamy więc dwa ośrodki władzy: oficjalny i nieoficjalny. Który jest ważniejszy? 

Spoglądam na oficjalną stronę wyspy, będącą częścią Zjednoczonego Królestwa. Czytam historię Pitcairn i nie znajduję żadnego słowa na temat gwałtów. Jedyne zdjęcie, na którym widać mieszkańców wyspy, przedstawia zbiór uśmiechniętych, pogodnych, ale nieco surowych twarzy. Które z nich mają na sumieniu zbrodnie? Które były ofiarami Chłopców? Nie sposób tego odgadnąć. Oglądam krótkie filmiki promujące lokalne rzemiosło. Na wyspie produkuje się miód, wytwarza się rękodzieło. Płynie tam codzienne życie. Tylko, że gdyby nie dociekliwość i wiedza Macieja Wasielewskiego, może nie poznalibyśmy mrocznego oblicza tego miejsca. Małe, zamknięte wspólnoty mają swoje tajemnice. Myślę, że nie wszystkie z nich zostały ujawnione. Jednak to, co pojawiło się w tej książce, i tak poraża. Modni chłopcy – podróżnicy mogą sobie nakręcić nawet dziesięć filmów o Pitcairn. Będą to pocztówki z raju na końcu świata. Reportaż Wasielewskiego jest relacją z piekła. Która wizja jest bliższa prawdy, musicie ocenić sami.

Maciej Wasielewski, Jutro przypłynie królowa, wyd. Czarne, Wołowiec 2013, ss. 164.

Biorę udział w wyzwaniu "Polacy nie gęsi".



2 komentarze:

  1. przymierzam się od dość dawna... i trochę się boję zacząć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niełatwa lektura, ale świat taki jest również. Czyta się jednym tchem.

    OdpowiedzUsuń