Piotr Semka - Zagadka Lecha Wałęsy. Historia pewnej farsy


Wszyscy kochamy legendy. Najlepiej takie, które dają nam prosty i jednoznaczny obraz świata. Potrzebujemy bohaterów do naśladowania. Na przykład filantropów organizujących spędy taplających się w błocie młodzieńców. Odważnych publicystów, którzy demaskują szefów katolickich rozgłośni radiowych jako niemalże Kim Ir Senów. Czy tych, już nieświętej pamięci, co to ojczyznę naszą ratowali przed rzekomą sowiecką inwazją. Są też tacy, którzy obalili komunizm. Sami, oczywiście, bo dziesięciomilionowa Solidarność w niczym im nie pomogła. Reagan, Gorbaczow i Jan Paweł II również nie byli potrzebni. – Obaliłem komunizm – ile razy słyszeliśmy ten frazes z ust Lecha Wałęsy, głównego bohatera biografii pióra Piotra Semki. Pozycja ta jest kolejną demaskatorską lekturą dotyczącą byłego przewodniczącego Solidarności i pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta RP. Kolejną, po opracowaniach pióra Gontarczyka i Cenckiewicza oraz Pawła Zyzaka. Jest też od nich odmienna.

Odmienność „Za a nawet przeciw” polega na osobistym zaangażowaniu autora w to, co sam pisze. Nie jest ona podyktowana subiektywizmem w doborze faktów, wręcz przeciwnie, Semka niejednokrotnie opisuje pozytywy postaci Lecha Wałęsy. To osobiste spojrzenie autora bierze się z faktu byłej już fascynacji bohaterem, którym niewątpliwie przewodniczący Solidarności bywał w swojej karierze. Najsłynniejszy elektryk w kraju był bowiem nadzieją: w karnawale lat 1980-81 na romantyczną, socjalną rewolucję, na początku lat 90. na dekomunizację i przyspieszenie reform. Był, ale się zbył – powiemy. I tę tezę stawia Semka już na początkowych kartach swojego opracowania. Autor przedstawia historię ostatniej dekady PRL i całości dziejów III RP, w centrum stawiając Lecha Wałęsę. Maluje obraz najnowszych dziejów Polski zza pleców głównego bohatera, co pozwala na dokładne przyjrzenie się specyfice władzy, jaką zwykł uprawiać Wałęsa. A imię władzy tej – chaos.

Bardziej niż w „Człowieku z teczki” Cenckiewicza, która skupia się na całości życia byłego prezydenta i demaskuje jego agenturalne uwikłania, widoczna jest w „Za a nawet przeciw” ta nieprzewidywalność i chaotyczność Lecha Wałęsy. To, co zwykliśmy brać za jakieś działania inspirowane tajnymi ustaleniami podejmowanymi w cieniu gabinetów, brało się często właśnie z osobliwej konstrukcji osobowościowej byłego przewodniczącego związków zawodowych. Jego zmiany opcji politycznych, popieranie: raz prawicy, raz lewicy, nie były skutkiem tylko wyrachowanych gabinetowych gierek, ale stanowiły rezultat pokrętnego sposobu myślenia Wałęsy – zdaje się mówić Semka. I znajduje mocne argumenty na poparcie swojego stanowiska. W czasach swojej prezydentury, bardzo dokładnie opisanej przez autora biografii, Wałęsa niejednokrotnie odwoływał tych współpracowników, którzy wydawali się nie do zastąpienia, czym powodował zdziwienie i konsternację opinii publicznej. Jego gry z politykami rządowymi przypominały wówczas skomplikowane roszady, podczas których zaczęto obawiać się zamachu stanu.

To właśnie te pięć lat prezydentury spowodowało zmianę spojrzenia na Lecha Wałęsę. Nie epizod z lat 70., o którym sam zainteresowany nieraz wspomina (o czym zapominają jego dyżurni hagiografowie), a który byłby łatwo mu wybaczony, gdyby nasz bohater przyznał się do popełnionych czynów, a właśnie te pięć lat rządów pełnych chaosu, parlamentarnych przepychanek, których punktem kulminacyjnym stało się odwołanie rządu Jana Olszewskiego. Sam pamiętam, jak niejednokrotnie było mi wstyd, gdy słuchałem kolejnych publicznych wypowiedzi ówczesnego prezydenta Rzeczpospolitej. Prezydenta, na którego sam bym głosował, gdybym w 1990 roku był pełnoletni. Wstyd ten powodował myśl, że oto jakiś upiorny Nikodem Dyzma czasów postkomunizmu objawił się ponownie w Warszawie i wszedł na salony władzy. Przypomina mi się również mało znana sztuka telewizyjna Juliusza Machulskiego „19 południk”. Ten, poświęcony innemu trybunowi ludowemu spektakl, zdaje się celniej odmalowywać postać Lecha Wałęsy niż tę, którą przemyca między wierszami.

Ludwik Feuerbach powiedział kiedyś, że historia powtarza się tylko jako farsa. W myśl tej maksymy Semka przytacza gorzkie słowa własnego ojca: „W 1918 roku mieliśmy Piłsudskiego, a w 1989 roku niestety już tylko Wałęsę”. Nie ulega wątpliwości, że pojedynek tytanów pomiędzy jednym a drugim politykiem rozegrałby się na korzyść tego pierwszego. Gdyby chcieć wybrać jeden pozytywny aspekt prezydentury Lecha Wałęsy, trzeba by za Semką wskazać zawetowanie liberalizacji obowiązującej do dnia dzisiejszego ustawy antyaborcyjnej. Ten niezaprzeczalnie pozytywny fakt nie równoważy jednak całokształtu tego pięcioletniego okresu. I chociaż nie jestem przesadnym zwolennikiem demokracji, przekonuje mnie różnica w wynikach wyborczych byłego przewodniczącego Solidarności. W drugiej turze wyborów prezydenckich z 1995 roku Wałęsa uzyskał 48,28 % głosów i plebiscyt przegrał na rzecz Aleksandra Kwaśniewskiego. Za pięć lat w kolejnej elekcji jego wynik oscylował już wokół błędu statystycznego i wynosił 1,01 %.

Piotr Semka, Za, a nawet przeciw: Zagadka Lecha Wałęsy, wyd. M, Kraków 2013, ss. 360.

0 komentarze:

Prześlij komentarz