Łukasz Orbitowski - Inna dusza. Bydgoszcz jak Holocomb


Bydgoszcz, 1 października 1996 roku. Jacek B. jedzie do innej dzielnicy miasta, aby zabić swojego czternastoletniego kuzyna. Szesnastolatek pozostawia ciało w mieszkaniu, po czym, jak podają media, jedzie na zajęcia do szkoły. Pomimo podejrzeń i wielogodzinnych przesłuchań morderca nie przyznaje się do winy. Pozostaje na wolności. Trzy lata później, 12 maja 1999 roku, zabija kolejną ofiarę. Padnie na sąsiadkę młodocianego cukiernika, Dominikę. Zbrodniarz usuwa ślady, ciało pakuje do torby, myje się i jedzie taksówką nad Brdę. Torba z makabrycznym ładunkiem trafia do wody, skąd za kilka godzin wyłowią ją robotnicy. Nie spodziewają się, co w niej znajdą. Za kilka godzin pod domem Jacka B. zgromadzi się niewielki tłumek. Przyjedzie policja, a morderca zostanie zakuty w kajdanki i wyprowadzony do suki. To jeszcze nie koniec. Ruszy proces, a sprawa odbije się głośnym echem w mediach w całej Polsce. Będą padać pytania, przejdą marsze milczenia. Sprawca, osądzony, zostanie skazany na dożywocie, które odbywać będzie w jednym z więzień niedaleko swojej rodzinnej Bydgoszczy.

Piętnaście lat po wyroku. Sporo wody upłynęło już w płynącej przez Bydgoszcz Brdzie, lecz czy zaleczone zostały wszystkie rany? W każdym razie opinia publiczna, jak to zwykle bywa, o sprawie zapomniała, karmi się wszak nowszymi zbrodniami. Nie zapomniały jednak archiwa, biblioteki i pożółkłe gazety. Na ślad wydarzenia trafił Łukasz Orbitowski, który na tę okoliczność napisał powieść. Pojawiło się na rynku bowiem nowe wydawnictwo, prowadzone przez Tomasza Sekielskiego, pojawiła się również nowa seria wydawnicza, której zadaniem jest przypominanie, w fabularnych formach, o najgłośniejszych zbrodniach ostatnich lat. „Inna dusza” jest więc pierwszym tekstem z rzeczonej serii. I ta właśnie rzecz, wydana dla zupełnie nowego wydawnictwa, w nowej dla Orbitowskiego konwencji, okazuje się najlepszą powieścią pisarza. Orbitowski od zawsze był dobrym obserwatorem rzeczywistości, ubierając ją w szatki literatury grozy. Już w poprzedniej książce – „Szczęśliwej ziemi” – zredukował fantastykę do absolutnego minimum, aby w „Innej duszy” pożegnać się z nią. Na chwilę, czy na zawsze? Zobaczymy. Jednak zabieg ten okazał się ozdrowieńczy dla pisarstwa Orbitowskiego. Osobiście zawsze te niesamowite wątki uznawałem za najsłabsze punkty powieści autora, które – jak pisałem wcześniej – w bardzo celny sposób portretowały Polskę ostatnich dwudziestu lat.

Zostało więc samo mięso. Pisana w czasie teraźniejszym „Inna dusza” pozbawiona jest fantastyki, za to podskórnie posiada swoją metafizykę. U Orbitowskiego bowiem, a jak sam mówi, jest agnostykiem, wątki te da się wychwycić. Gdzieś spomiędzy tych zdań, chcący czy niechcący, wyzierają duchy, dziwne pragnienia, jakieś myśli, które chadzają swoimi drogami. Powieść opisuje dziewiątą dekadę XX wieku, lata transformacji ustrojowej, gwałtowne, duszne. To czasy, w których następowało rozwarstwianie się społeczeństwa. Czasy niebezpieczne, powykręcane, ale z drugiej strony ostatnie chwile bez smartfonów, fejsbuków, internetów i całej hedonistycznej otoczki. Młodzi są dziś bardziej potulni, ale i bardziej ubezwłasnowolnieni przez elektroniczne cacka.

Głównych bohaterów w „Innej duszy” jest dwóch: Krzysiek i Jędrek. Pierwszy z nich wychowuje się w rodzinie patologicznej, z pijanym ojcem i bezwolną matką w rolach głównych. Drugi – ze zwyczajnym, nieco konserwatywnym ojcem i zwyczajną matką. Zabija ten drugi. Pierwszy wychodzi na prostą. Chociaż, w życiu tych bohaterów nic tak naprawdę proste nie jest. I klęska Jędrka, i sukces Krzyśka mają gorzki, jakby zatruty posmak. Co go zatruło? Nie dostaniemy na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Jedni zobaczą tu przede wszystkim miasto, sportretowane niczym potwór. Bydgoszcz u Orbitowskiego jest ponura, z leniwą Brdą pośrodku snuje się oparami smogu i straszy fasadami odrapanych kamienic. To taka miniaturka Petersburga ze „Zbrodni i kary” czy Łodzi z „Ziemi obiecanej”. Antypatyczne, brzydkie miasto rodzi chorych mieszkańców. Inni z kolei truciznę zobaczą w rodzinie Jędrka, pozornie normalnej, bo ojciec przecież nie pije i nie znęca się nad matką, jak u Krzyśka. Tylko w tym poukładanym mikrokosmosie pana Ryszarda i pani Hani nie ma miejsca ani na duchowość, ani na idee, ani w końcu na odrobinę spontaniczności. Jest za to pruski dryl łagodzony nie do końca apodyktycznymi charakterami rodziców.

Trzecia trucizna kryje się w tytule. Czym jest inna dusza? W pewnym momencie chłopcy, jeszcze przed zbrodnią, odwiedzają nawiedzony dom. Orbitowski jednak nie pozostawia tutaj żadnego tropu. Trzeba szukać gdzie indziej. Czy inna dusza przychodzi z zewnątrz, a może jest czymś, co się uaktywnia, wcześniej uśpione i nieuświadomione? Czy wiąże się z bydgoskim genius loci? Jakakolwiek odpowiedź na to pytanie nie będzie satysfakcjonująca i raczej spłyci problem. A ten dotyczy przecież sprawy delikatnej: skąd się biorą mordercy? Dlaczego spokojny chłopak, niemający do tej pory zatargów z prawem, decyduje się na odebranie życia drugiemu człowiekowi? Co powoduje, że ta inna dusza się w nim uaktywnia? Być może trzeba być mistykiem, kapłanem czy filozofem, aby udzielić odpowiedzi bardziej pogłębionej.

Próbuje ją zgłębić Łukasz Orbitowski, w szorstki, męski sposób prowadząc narrację i rysując swoich bohaterów bez taniego sentymentalizmu. A przecież można by wejść w pułapkę płakania nad smutnym dzieciństwem Krzyśka i konsekwencjami zbrodni, z którymi musi dać sobie radę Jędrek. Można by wylać nad tą historię wiele łez, załamywać ręce i obwiniać wszystko i wszystkich naokoło. Tutaj potrzebna jest jednak cisza. Jak w dobrym reportażu, chociaż „Inna dusza” reportażem nie jest, ta cisza wybrzmiewa z oszczędności słów i metafor, z dyskretnej obserwacji. Wybrzmi wraz z ostatnią stroną i pozostawi w zmieszaniu. Pozostawi ślad, jak każda dobra literatura.

Łukasz Orbitowski, Inna dusza, wyd. Od deski do deski, Warszawa 2015, ss. 427.

1 komentarz:

  1. Tak naprawdę to nigdy do końca nie wiadomo, do czego jesteśmy zdolni. Życie czasami zaskakuje.
    Podejrzewam, że to bardzo ciekawa książka.
    Zaskakuje mnie twoje tempo czytania, moje jest ślimacze. A może to brak czasu, albo zmęczenie?

    OdpowiedzUsuń