Dariusz Rosiak - Ziarno i krew. Zagrożone chrześcijaństwo


W medialnym szumie informacyjnym dotyczącym uchodźców wszelakim obrońcom praw człowieka i obywatela umyka jedna zasadnicza kwestia. Chodzi o pytanie, kto tak naprawdę do Europy przyjeżdża i kto tak naprawdę pomocy potrzebuje. Bo gołym okiem widać, że ci, którzy za uchodźców w dużej mierze chcieliby uchodzić, przybywają nie z nękanej wojną domową Syrii lub niespokojnego Libanu, ale z obozów przesiedleńczych w Turcji. Szukają nie bezpiecznego schronienia, bo to znaleźli w kraju rządzonym przez Erdogana, ale socjalu, a co chyba ważniejsze – terenów do głoszenia muzułmańskiej misji religijnej, zgodnie z teorią i praktyką hidżry. Jeśli wyciszyć ten medialny wrzask, okaże się, że prawda jest zupełnie inna. Dzisiaj grupą, która jest najbardziej prześladowana z uwagi na swoje poglądy, nie są muzułmanie (śmiechu warte), ni tak zwane mniejszości seksualne, czy ateiści, ale chrześcijanie. I nie trzeba chrześcijaninem być, aby ten problem zauważyć. Jakoś tak dziwnie się składa, że tych prześladowanych wyznawców Chrystusa wcale tak wielu do Europy nie przyjeżdża. Powodem nie jest tylko brak funduszy.

Dariusz Rosiak, dziennikarz i reporter znajduje tę przyczynę, rozmawiając z chrześcijanami z Turcji, Egiptu, Libanu, Iraku, Izraela i Zachodniego Brzegu. Część z nich wyjeżdża, to fakt, ale ci, którzy zostają, mają przeświadczenie, że znajdują się na własnej ziemi. A skoro są u siebie, nie ma powodu, aby opuszczali swoje domy. Bo jeśli oni wyjadą – mówią – to kto pozostanie? Czytając „Ziarno i krew”, trudno nie zauważyć tego, powtarzanego wielokrotnie przez rozmówców Rosiaka, zdania, które ustawia się w kontrze do dzisiejszych imigrantów i emigrantów z różnych stron świata. Skoro jest źle, szuka się szczęścia gdzie indziej. Wielu z bohaterów książki tak nie myśli. Kierują się oni heroizmem, poczuciem przyzwoitości, przyzwyczajeniem? A może po prostu miłością do własnych ojczyzn, w których powoli stają się elementem niepożądanym. Statystyki pokazują, że tylko w ubiegłym roku życie z powodu wiary straciło ponad sto tysięcy chrześcijan na całym świecie. Z tego powodu nikt nie organizował marszów milczenia, nie przyoblekał zdjęcia na fejsbuku w tęczową albo trójkolorową flagę, nikt również nie grał „Imagine” – hymnu ludzi bez własnej tożsamości religijnej i narodowej.

Oddajmy zatem głos bohaterom reportażu Dariusza Rosiaka. Na początku autor wysłuchuje ich w Szwecji, dokąd niektórzy z nich udali się na emigrację. Jest ich jednak o wiele mniej niż imigrantów muzułmańskich. Tym, co daje się od razu zauważyć przy lekturze „Ziarna i krwi”, są podziały i sojusze. Wśród chrześcijan znajdują się bowiem i Asyryjczycy, i Chaldejczycy. Ci pierwsi nie chcą, aby mylono ich z Aramejczykami. Aramejczycy zaś nie poczuwają się do wspólnoty z Asyryjczykami. Z zewnątrz waśnie te wyglądają nieco groteskowo, bo przecież i jedni, i drudzy wyznają praktycznie tę samą odmianę swojej religii. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Wspólnota chrześcijańskich imigrantów w Szwecji wydaje się więc zatomizowana i nieskora do zjednoczenia. A na obczyźnie trudno bez konsolidacji utrzymać własne wartości. Takiego obrotu rzeczy boją się zapewne ci, którzy zostają w domach, mimo coraz większego zagrożenia terrorystycznego czy państwowych represji dotykających tych, którzy nie wierzą w Allaha.

Represje te narastają w Turcji, Libanie, czy irackim Kurdystanie. Pierwsze z państw, rządzone przez Recepa Tayyipa Erdogana, coraz mocniej radykalizuje muzułmański przekaz. To, nie tak dawno, liberalne państwo, w którym religia nie wchodziła w politykę, staje się powoli miejscem, w którym innowiercy stają w obliczu coraz większych, stopniowo zauważalnych represji. Liban z kolei, jedyne chrześcijańskie państwo na Bliskim Wschodzie, jest non stop wstrząsany politycznymi i militarnymi wybuchami, a rosnąca w nim w siłę islamska społeczność staje się coraz większym zagrożeniem dla topniejących w liczbach chrześcijan. Natomiast w Kurdystanie słychać bez ustanku echo toczonej w Syrii wojny domowej i czuć na karku oddech Państwa Islamskiego. Nie są to warunki życia, do których przyzwyczailiśmy się w sytej i bezpiecznej (coraz mniej jednak) Europie.

Warunki te wprost proporcjonalnie przekładają się jakość wiary i jej istnienie. Że w Europie Zachodniej, rozpieszczonej po II wojnie światowej planem Marshalla, chrześcijaństwo przegrało, jest truizmem. Natomiast tam, gdzie prześladowania, strach przed jutrem i niepewność przyszłości, wiara i religia trzymają się dobrze. Jasne również, że byle jaki psycholog w pół minuty znajdzie banalne rozwiązanie tego problemu, ale kto powiedział, że to psychologowie mają rację? Na Bliskim Wschodzie ta kurcząca się fizycznie wspólnota chrześcijańska przeżywa swoją wiarę w sposób mistyczny, z towarzyszącymi wszem i wobec cudami i przekonaniem, że te istnieją. Rosiak, jako rasowy reporter, przede wszystkim słucha, nie mądrzy się za pomocą uniwersyteckich komunałów. Nie pozostawia nas autor w optymistycznym nastroju. Nietrudno bowiem wyobrazić sobie, jaki los czeka tych ludzi, jeśli tylko oblicze islamu nie stępi swojej brutalnej retoryki.

Dariusz Rosiak, Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan, wyd. Czarne, Wołowiec 2015, ss. 410.

1 komentarz:

  1. Owszem,nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu.(Jana 16,2)

    OdpowiedzUsuń