Wiesław Weiss - Tomek Beksiński. Portret prawdziwy. Romantyk muzyki rockowej


Tomasz czy Tomek? Tytuł biografii młodego Beksińskiego nie pozostawia wątpliwości i chyba mówi coś, czego jej autor starał się w jasny sposób nie wyartykułować. Wiesław Weiss bowiem, oburzony „Ostatnią rodziną” oraz reportażem Magdaleny Grzebałkowskiej – „Portretem podwójnym” – twierdzi już we wstępie, że to właśnie on ukaże z obiektywizmem postać tragicznie zmarłego w 1999 roku radiowca. Jeśli więc Grzebałkowska pisała o tej niedojrzałej części osobowości Beksińskiego, przeciwko czemu oburzył się Weiss, zdrobnienie jego imienia nie pozostawia wątpliwości. Dość jednak analizowania tytułu. Biografia Tomasza Beksińskiego miała swoją premierę w tym samym dniu, co film Matuszyńskiego, trudno więc nie zauważyć tej koincydencji. Po lekturze wstępu już wiadomo, że autor poszedł na wojnę, szczególnie z twórcami filmu. Zarzucił Matuszyńskiemu i Boleście nakręcenie obrazu nikczemnego i nieuczciwego. Wcześniej jeszcze przytoczył słowa samego Beksińskiego, w których ten protestował przeciwko wykorzystywaniu faktów z jego życia: nie pozwolę, żeby jakiś skurwiel ukradł mi choćby cząstkę mnie i wykorzystał, zaśmiewając się przeciwko mnie. A potem usiadł i napisał książkę. Najobszerniejszą biografię Tomasza Beksińskiego, która ujrzała światło dzienne.

Już sam rozmiar książki robi wrażenie: prawie siedemset stron tekstu ilustrowanego sporą liczbą czarno-białych zdjęć. Autor rzadko kiedy pisze od siebie, toteż „Portret prawdziwy” (jasna aluzja do „Portretu podwójnego” Grzebałkowskiej) składa się przede wszystkim z wypowiedzi przyjaciół, kolegów i znajomych Tomasza Beksińskiego. Kogo tu nie ma? Anja Orthodox, Katarzyna Rakowska, Wojciech Szadkowski – postacie ze sceny muzycznej, zaprzyjaźnione z Beksińskim. Pojawiają się jego przyjaciele spoza tych kręgów: Aneta Awtoniuk, George Sliwa, Katarzyna Konopa, ale również pracownicy Polskiego Radia i dziennikarze prasy muzycznej. Mówią Grzegorz Brzozowicz, Tomasz Szachowski, Marek Niedźwiedzki, Roman Dziewoński, ale i swoje trzy grosze dorzuca sam autor. Beksiński to nie tylko radio i prasa, to również tłumaczenia filmów: przygód Jamesa Bonda, obrazów z Clintem Eastwoodem czy „Latającego Cyrku Monty Pythona”. Cytuje więc autor wypowiedzi lektorów filmowych: Macieja Gudowskiego, Jacka Brzostyńskiego i Jarosława Łukomskiego. Knapika w tym towarzystwie nie ma, bo Beksiński go nie znosił i z nim nie współpracował. W sumie w tekście pojawia się blisko sto osób, mniej lub bardziej związanych z głównym bohaterem. I fakt ten trzeba docenić, bo zebranie takiej ilości materiału wymagało nie lada zaangażowania i wysiłku.

Natomiast otwartą pozostaje kwestia gatunku. W zamierzeniu biografia, „Portret prawdziwy” raz po raz udowadnia, że jest reportażem, co nie jest, naturalnie, zarzutem. I wiadomo, że od tego, kogo przepytamy, uzyskamy taki, a nie inny efekt. We wstępie, jak już wspomniałem, Wiesław Weiss zarzuca swoim poprzednikom nieodpowiednie potraktowanie Beksińskiego. I jeśli zgadzam się co do krytyki reportażu Tochmana, bo to autor, który lubi szarżować i obarczać odpowiedzialnością za rzeź w Rwandzie jednego z polskich biskupów, to uważam, że Grzebałkowska potraktowana jest niesprawiedliwie. Owszem, praca Weissa kładzie nacisk na nieco inny aspekt życia Beksińskiego niż jego relacje rodzinne i dysfunkcyjna osobowość. W „Portrecie prawdziwym” główna postać jawi się więc jako dusza towarzystwa, człowiek przyjazny i oddany ludziom. Jednak nie trzeba być psychologiem, aby stwierdzić, że serdeczność i opowiadanie dowcipów nie musi się kłócić z egoizmem i nieumiejętnością wejścia w bliską relację z kobietą. Można więc czytać i Weissa, i Grzebałkowską, nie przekreślając żadnej z obu pozycji. W każdej z nich Tomasz Beksiński jest tajemnicą, którą trudno wyjaśnić kilkoma prostymi zdaniami.

Jako że Wiesław Weiss jest znawcą muzyki rockowej, dużo uwagi poświęcił na muzyczne pasje Tomasza Beksińskiego, czego do końca nie widziała Magdalena Grzebałkowska. Na kartach książki bohater jest maniakiem muzyki, ale również filmu. Z jednej wizyty w Londynie potrafi przywieźć kilkadziesiąt kaset wideo. Posiada obszerną płytotekę, która – co ciekawe – po jego śmierci została przewieziona do radiowej Trójki i leży tam do dziś w zapyziałym magazynku, rozparcelowana w kilku kartonach. Fakt ten mówi więcej o dziedzictwie Beksińskiego, niż niejedna mądra analiza psychologiczna. Bowiem radiowiec żył w świecie wykreowanym przez piosenki zbójeckie. Nawet nie książki (jak Gustaw u Mickiewicza), bo tych – jak opowiada u Grzebałkowskiej jedna z jego kobiet – w zasadzie nie czytał. Beksiński stworzył sobie rzeczywistość złożoną z rocka symfonicznego, progresywnego i gotyckiego, oraz muzyki new romantic, i z niej czerpał wiedzę na temat relacji damsko-męskich. W jego audycjach dominowała muzyka albo smutna, albo mroczna. I chociaż były one majstersztykami, do poziomu których nie zbliży się żaden radiowiec, prezentowały dość jednoznaczną, pesymistyczną wizję świata. I trzeba to powiedzieć głośno, Beksiński fascynował się kiczem i uwierzył, że jest on doskonałą sztuką, która przekazuje prawdę o życiu, w tym o miłości. Do swoich ulubionych płyt lat 90. zaliczył krążki takich zespołów jak Lacrimosa, XIII. Stoleti, Deine Lakaien, Type O Negative, Devil Doll czy Fields of the Nephilim. To dość jednoznaczna deklaracja estetyczna, ale idzie za nią niezdrowa fascynacja warstwą liryczną, w której dominuje zło i rozpacz, a miłość ukazana jest jako perwersja albo cierpienie.

Czy był więc Tomasz Beksiński ofiarą muzyki, której słuchał? Odpowiedź twierdząca byłaby jednak niesprawiedliwa. To bardziej splot różnych czynników i okoliczności: bezstresowego wychowania, obcowania ze sztuką ojca, genów, osobowości, spotkanych ludzi, preferencji estetycznych także. W końcu nie każdy, kto obcuje z mroczną muzyką i fascynuje się horrorami, popełnia samobójstwo. Z wypowiedzi bohaterów książki wynika, że powodem tym było nieszczęście w miłości. Natomiast geneza tego niepowodzenia jest kwestią otwartą. A czytając „Portret prawdziwy”, można próbować odpowiedzieć na to pytanie. Potem jednak warto sięgnąć po „Portret podwójny”.

Wiesław Weiss, Tomek Beksiński. Portret prawdziwy, wyd. Vesper, Czerwonak 2016, ss. 702.

5 komentarzy:

  1. Ha, tak jak Tomasz Beksiński rzadko sięgał po książki, tak ja rzadko oglądam filmy, ale akurat dzisiaj byłem w kinie na "Ostatniej rodzinie". Pozycja w mocno negatywnym świetle prezentuje młodego Beksińskiego - twórcy poszli trochę na łatwiznę, koncentrując się na negatywnych aspektach osobowości, które zostały wyolbrzymione do wręcz karykaturalnych wielkości. Z chęcią zapoznam się z opisywaną pozycją jak i książką Grzebałkowskiej, by porównać różne spojrzenia na osobę pana Tomasza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo to dobrze napisana rzecz, chociaż można mieć pretensje o mocne odsłonięcie intymnego życia Tomasza Beksińskiego.

      Usuń
  2. Tomasz Beksiński to postać interesująca w polskim dziennikarstwie. Slyszałam kiedyś jego ostatnią audycję, głos nietuzinkowy, audycja taka, jakich wiele. Popełnił samobójstwo, bo chorował na depresję.Szkoda, że nie doceniano go za życia| A teraz książki o nim ukazują się, jak grzyby po deszczu.Szczególne pozdrowienia dla autora recenzji|

    OdpowiedzUsuń
  3. Kim jest autor tej recenzji? Gdzieś się podpisał z imienia i nazwiska? Jakoś nie mogę znaleźć, a chciałabym wiedzieć kto to pisał.

    OdpowiedzUsuń