Hege Storhaug - Islam. Jedenasta plaga. Nowy totalitaryzm?


Lewica kocha nielegalnych imigrantów. Ten truizm znany jest nie od dzisiaj, szczególnie gdy chodzi o kwestię tak zwanych uchodźców. Miłość ta jest tak ogromna, że przewyższa uczucia do własnych narodów i grup etnicznych. Swoją drogą, współczesna ideologiczna lewica i patriotyzm to pojęcia dość mocno się rozjeżdżające. Chór wrażliwych społecznie istot ludzkich przychylających niebo (świeckie, oczywiście, najlepiej to z komunistycznego hymnu Lennona pt. „Imagine”) wszelkiej maści obcym (albo Innym, jak chciałby samozwańczy książę reporterskiego ściemniania), intruzom, a nawet terrorystom, zaczyna już lekko fałszować. Ten nieczysty ton wiąże się z zadyszką, którą złapała w ostatnich latach Europa Zachodnia. Mianowicie, polityka otwartych granic spowodowała niespotykany do tej pory kryzys imigracyjny, który w dziejach nowożytnych jest zjawiskiem bez precedensu. Niektórzy przedstawiciele lewicy, zetknąwszy się z rzeczywistością, zaczynają przeglądać na oczy. Jedną z jej przedstawicielek jest Hege Storhaug, norweska feministka, obrończyni praw człowieka oraz zadeklarowana ateistka. Jej książka „Islam. Jedenasta plaga” jest kijem w szprychy włożonym współczesnej lewicy. Nie pozostawia bowiem wątpliwości, że kryzys imigrancki nie jest okazją do ubogacania kulturowego, a raczej ponurą wizją nowego totalitaryzmu.

Swoją drogą, zastanawiam się nad recepcją tej pozycji w naszym kraju. Czy przeczytają ją tylko przekonani i zadeklarowani przeciwnicy współczesnej imigracji, czy może trafi również do jej zwolenników. Jeśli nawet tak się stanie, nie mam wątpliwości, że autorka zostanie obwołana islamofobką, rasistką, faszystką i zdrajczynią lewicowych ideałów. Cóż, pozostanie jeszcze mocniejsze przekonanie, że środowisko, z którego pochodzi Hege Storhaug, wiedzione nienawiścią do wartości europejskich wynikających z chrześcijaństwa, gra na zniszczenie cywilizacji łacińskiej, a imigrancka fala jest w tym bardzo pomocna. W każdym razie autorka wcale nie musi być chrześcijanką, aby w wyraźny i ostry sposób krytykować współczesny islam. Przybiera w tej krytyce nieprzejednany ton, czym zbliża się do Oriany Falacci, która również przejrzała na oczy w kwestii religii muzułmańskiej. „Islam. Jedenasta plaga” – aby dobrze sformułować swoje tezy – rozróżnia dwa islamy: mekkański i medyński. Różnica ta jest warunkowana dwoma etapami życia Mahometa. W pierwszym z nich prorok był założycielem nowej religii, pokojowo nastawionym do otoczenia. Po ucieczce do Medyny zaczął się wojowniczy etap w jego życiu. Współczesny islam, przede wszystkim w wydaniu salafickim i wahabickim, tę wojowniczość przyswoił sobie jak mało co.

Islam jest stosunkowo młodą religią i znajduje się na etapie ekspansji i dynamicznego rozwoju. Nie dziwi więc fakt, że ideologia dżihadu, rozumiana jako święta wojna przeciwko niewiernym, jest atrakcyjna dla wielu wyznawców religii mahometańskiej. Przy czym, jak tłumaczy autorka, religia ta jest skończonym systemem, który organizuje dosłownie wszystko, począwszy od życia politycznego, poprzez zwyczaje żywieniowe, aż do tego, której ręki należy używać w toalecie. Hege Storhaug wyciąga więc wniosek, że islam to nie tyle religia, co system totalitarny, od którego ucieczką może być tylko śmierć. Już widzicie, dlaczego współczesna lewica, włącznie z tak zwanymi antyfaszystami kocha islam i nie pozwoli na żadne słowa krytyki wobec niego? Stara miłość nie rdzewieje, a skoro Lenin i Stalin już nie żyją, należy znaleźć sobie nowego sojusznika w niszczeniu cywilizacji i religii chrześcijańskiej.

„Islam. Jedenasta plaga” jest więc donośną krytyką tytułowej religii i wiążącej się z nią imigracji. Jest książką niezwykle pieczołowicie udokumentowaną; posiada kilkaset przypisów, których weryfikacja nie powinna pozostawiać żadnych problemów. Autorka pisze o strefach no-go, uznawanych przez lewaków za prawicowy mit. Podaje przykłady francuskie, brytyjskie, szwedzkie i norweskie, podając liczby i konkretne przykłady przestępstw dokonywanych przez islamskich imigrantów: morderstwa, w tym zabójstwa honorowe, gwałty, okaleczanie kobiet, zmuszanie dziewięcioletnich dziewczynek do zamążpójścia (bo przecież Mahomet pojął Aiszę właśnie w tym wieku). Gdyby któryś z tych czynów dokonał biały człowiek, obywatel Szwecji czy Norwegii, długo by nie czekał na postawienie zarzutów. Muzułmańskim imigrantom w dużej mierze uchodzi to na sucho. Policja bowiem boi się oskarżenia o rasizm, poza tym jej pole działania jest ograniczone, a w strefach no-go prawie niemożliwe. Autorka pokazuje czarno na białym, że integracja i multikulturalizm są mitem, który założył Europie pętlę na szyję.

Cenny jest także fakt, że cała ta krytyka odbywa się z pozycji lewicowo-oświeceniowych. Hege Storhaug, jako osoba niewierząca, nie ma sentymentów do żadnej religii, ale zauważa, że to nie chrześcijaństwo generuje dzisiaj problemy w Europie. Te problemy generuje islam i wystarczy przeczytać omawianą pozycję, aby się o tym przekonać. Przy czym to nie terroryzm jest największym problemem. Najgorsze rzeczy dzieją się po cichu, a do nich należy podmiana etniczna, przejmowanie szkół oraz instytucji samorządowych, tak aby w podporządkowanych sobie enklawach wprowadzać religijne prawo szariatu. Podobnie, jak po II wojnie światowej komuniści, tak dzisiaj islamiści zakładają instytucje o neutralnie bądź przyjaźnie brzmiących nazwach, i póki nie dominują liczbowo, zachowują się familiarnie, rozpowiadając o religii pokoju. Dopiero potem, po cichym przejęciu, okazuje się, że to – jak śpiewał zespół Proletaryat – pokój z kulą w głowie.

Hege Storhaug, Islam. Jedenasta plaga, tłum. A. Nikolewicz, wyd. Stapis, Katowice 2017, ss. 335.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post. Dziękuję za informację o książce, postaram się ją zdobyć.Problem imigrantów jest więcej niż skomplikowany i dobrze, że wreszcie zaczynają się pojawiać książki pokazujące go w wyważony sposób. Nie mam lewicowych poglądów, kieruję się jedynie zdrowym rozsądkiem i w związku z tym zwracam uwagę, że chrześcijanie mają również sporo "za uszami" (żeby tylko wspomnieć wojny krzyżowców, nie tylko Bliski Wschód,ale Prusy, Żmudź etc., nie ma sensu wyliczać)i w przeciwieństwie do buddyzmu na pewno nie jest to pokojowa religia. Lewackie poglądy pojawiły się kilkadziesiąt lat temu, z efektami wspomnianej "pokojowej religii" borykamy się od setek lat.
    Pozdrawiam Marga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię; książkę z pewnością warto przeczytać, a fakty, które są w niej zawarte, mogą porażać i są po prostu niewygodne dla zamiataczy pod dywan.
      Co do buddyzmu, wcale nie jest taki pokojowy, tylko niewiele o nim wiemy. Tutaj ciekawy link:

      http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1552369,1,nowa-grozna-twarz-buddyzmu.read

      Usuń