Tony Kososki - Widzieć więcej. Podróże pokolenia selfie


Ameryka Południowa to fascynujące miejsce. Bardziej niebezpieczne niż północna część kontynentu, ale i bardziej rdzenne. Gdy protestanci na północy wyrzynali Indian na potęgę, hiszpańscy i portugalscy katolicy na południu w kwestii tej byli bardziej powściągliwi. Stąd też odmienna uroda tubylców i małe szanse na wtopienie się w tłum. Mieszkaniec USA czy Europy Zachodniej widoczny jest tam jak na talerzu; wiążą się z tym faktem różne okoliczności. Nie wszystkie z nich bywają przyjemne, czego doświadczył Tony Kososki (faktycznie Przemysław Śleziak) na własnej skórze. A skąd Polak w Ameryce Łacińskiej? Tego można dowiedzieć się z pierwszej jego książki; „Wiedzieć więcej” jest drugą częścią podróżniczego reportażu. Tym razem autor przemierza autostopem Peru, Ekwador, Kolumbię i Wenezuelę. Dla laika kontynent ten wydaje się monolityczny, a większość nie jest w stanie odróżnić od siebie poszczególnych krajów. Niżej podpisany również nie jest ekspertem w poniższej tematyce, stąd z zaciekawieniem sięgnął po „Widzieć więcej”. Czy faktycznie po lekturze wiem więcej niż przed nią? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. I to nie z oczywistych przyczyn.

Tony Kososki jest człowiekiem bardzo młodym, w czasie podróży miał 22 lata, co w zdecydowany sposób odbiło się i na sposobie pisania, i na podejściu do refleksji z podróży. Wiek ten dla jednych czytelników będzie atutem, dla innych stanowi jednak przeszkodę. Zasadniczą zaletą tego reportażu jest jego plastyczny i żywy język. Autor bardzo sprawnie porusza się po polszczyźnie, potrafi uchwycić nastrój permanentnej wędrówki oraz wpleść w tekst emocje. Te – niekiedy euforyczne. W końcu mamy do czynienia z młodzieńcem, który po raz pierwszy został rzucony samotnie na obcy kontynent, gdzie całkiem nieźle sobie poradził. Z tego powodu odczuwa dumę i wielokrotnie o niej wspomina. Wspomina również o przezwyciężeniu kompleksów, które było możliwe właśnie dzięki dalekiej podróży za jeden uśmiech. Zasadą Kososkiego było niepłacenie za transport i wydawanie jak najmniejszej ilości pieniędzy. Dodatkowo na samym początku wędrówki autor stracił telefon i dostęp do karty bankomatowej. Nie oszukujmy się, wielu w jego wieku nie jest w stanie przeżyć godziny bez smartfona, toteż pewnie załamałoby się, chcąc do mamusi. Jednak częste podkreślanie przez Kososkiego terapeutycznego waloru tej podróży może czasem drażnić; autor robi to niezwykle często i dość kompulsywnie, jakby na siłę chciał krzyczeć: patrzcie, nie jestem takim frajerem, jak myśleliście.

Inną kwestią, do której muszę się doczepić, jest poziom refleksji, powiedzmy – filozoficznej, która co rusz pojawia się pomiędzy opisami drogi i spotykanych ludzi. Rozumiem, że autor jest dość młody i że Paulo Coelho pisze podobne kocopały w wieku sędziwym, ale mimo wszystko nie da się tego czytać. Oto kilka próbek. Po powrocie do kraju, podczas spotkania w Krakowie, analizując wszystkie jego dokonania, doszedłem do wniosku, że musiał być to naprawdę spoko koleś. Wyrwał się z ograniczonej Polski do europejskich Włoch i realizował swoje ukryte marzenia o podróżach, przy okazji robiąc tym bardzo dużo dobrego. Ten spoko koleś to Jan Paweł II, jakby ktoś nie wiedział. Wreszcie dotarło do mnie, że każdy człowiek jest jak niezapisana pusta kartka i tylko od nas zależy, co na niej znajdzie. Podobnie naiwny pogląd wypowiedział Rousseau, tyle że w wieku XVIII. I na koniec: Gdyby dla każdego z „wielkich przywódców” człowiek nie był tylko numerem płacącym podatki, lecz także najlepszym przyjacielem, to nigdy nie doszłoby do żadnej wojny. Przyznacie chyba, że nie są to najwyższych lotów przemyślenia, nawet jak na dwudziestoparolatka? Takich wtrętów jest w „Widzieć więcej” całkiem sporo i dla poszukiwaczy literackiego obciachu mogą być one całkiem interesujące.

Nie są natomiast obciachem te części tekstu, które koncentrują się na opisywaniu mijanych państw. Do najciekawszej części książki należą z pewnością rozdziały poświęcone Wenezueli, która od czasów Chaveza stała się miejscem marksistowskich eksperymentów gospodarczych. Widać więc tutaj obrazki, które co prawda dziwią autora, ale dla każdego, kto chociaż jak przez mgłę pamięta realny socjalizm, nie powinny być niczym nowym. Kolejki, racjonowanie żywności, chaos i niezadowolenie, a z drugiej strony deifikacja zmarłego już Hugona Chaveza to przecież nic nowego w socjalistycznej utopii i pojawia się za każdym razem, kiedy państwo zaczyna ręcznie sterować gospodarką. Inny obraz przedstawia kolejne państwo – Kolumbia. Autor opisuje ją jako państwo zmęczone narkotykowym szaleństwem, ale i pełne szlachetnych ludzi, bezinteresownie pomagających obcym. Tony Kososki przygotował się więc do tego zadania i przeczytał minimalną liczbę tekstów pomagających zrozumieć odwiedzane przez niego kraje. Zrobił więc to, czego nie robi większość podróżniczych vlogerów, którzy przynoszą wstyd swoją niewiedzą, tylko odhaczając na mapie kolejne odwiedzone miejsce.

„Widzieć więcej” jest również, pewnie mimowolnie, ciekawym studium dzisiejszych dwudziestolatków. Obraz ten daje dużo do myślenia i zgadza się z analizami socjologów, w których pokolenie to nazywane jest „pokoleniem ja”. Tony Kososki potwierdza te tezy, niemal na każdym kroku podkreślając, kto tu jest narratorem. Zwłaszcza w drugiej części książki, zamiast skupić się na temacie, z lubością powtarza się, pisząc o swojej niezwykłości. Zapewne niezwykłym jest fakt przejechania autostopem tysięcy kilometrów, ale gdyby autor nie wychodził z przechwałkami spomiędzy wierszy, czytelnik doszedłby do tego samego wniosku, co on. Inną cechą tej generacji jest skupianie się na wrażeniach, zamiast analizy rzeczywistości, co również – im bliżej końca reportażu – widoczne jest coraz mocniej. Kososki narkotyzuje się, nadużywa napojów wyskokowych, wchodzi w płytkie relacje międzyludzkie i zachwyca się własnymi przemyśleniami. Do tego jest tak otwarty, kosmopolityczny i tolerancyjny, że gubi gdzieś swój rozsądek. Nie jest przecież prawdą, że podróże każdemu pomagają; niektórzy z ich powodu stają się moralnymi relatywistami.

Tony Kososki, Widzieć więcej, wyd. Muza, Warszawa 2017, ss. 475.

0 komentarze:

Prześlij komentarz