Ewa Polak-Pałkiewicz - Cafe Katedra. W obronie tradycji


Katedra gotycka to szczyt cywilizacji łacińskiej i miejsce szczególne, w którym niebo łączy się z ziemią. Miejsce kultu Boga i symbol katolicyzmu. Budowana niespiesznie, często przez kilkadziesiąt lat, dzisiaj byłaby nie do odtworzenia. Taką próbą, średnio udaną, był dziewiętnastowieczny neogotyk. Obawiam się jednak, że początek XXI wieku nie byłby nawet w stanie stworzyć wyżej wymienionych form. Mógłby wybudować szklany wieżowiec, ewentualnie wielką rybę, przez którą przechodziliby ludzie. Ta druga, niestety, istnieje i łączy w sobie większość nadużyć we współczesnym posoborowym katolicyzmie. Wesołe pląsy, kult młodości, sacro-polo i liturgiczne deformacje. A wszystko po to, aby było radośnie, aby trafić do młodych i przyciągnąć ich do Kościoła. Tylko czy ktoś zastanowił się, ilu tak przyciągniętych młodych zostaje w tym Kościele na stałe? W końcu na dyskotekę można iść gdzie indziej i popląsać przy lepszych piosenkach niż przy „Barce”. Co zatem z katedrą, tym centrum kultury i kultu katolickiego nie tylko w średniowieczu? Na pewno można jej dotknąć w najnowszej książce Ewy Polak-Pałkiewicz, zatytułowanej nomen omen „Cafe Katedra”. Ten tom jest zbiorem esejów, publikowanych wcześniej w prasie, i premierowych, a ich wspólnym mianownikiem jest Tradycja, koniecznie pisana przez duże T.

Autorka jest bowiem jej obrończynią i admiratorką. Drażni ją posoborowy bałagan, nie tylko estetyczny, zwłaszcza teologiczny. Ten ostatni wcale nie zaczął się od połowy lat 60. XX wieku, a szukać jego genezy należałoby we wcześniejszym wieku. Wtedy rozpoczęła się w Kościele katolickim pełzająca rewolucja modernistyczna. To właśnie ze względu na jej rosnące wpływy Pius X w 1907 roku ogłosił encyklikę „Pascendi dominici gregis”. To z jej powodu trzy lata później ten sam papież zobowiązał kapłanów do wygłaszania roty przysięgi antymodernistycznej. Po Soborze Watykańskim II słuch o niej zaginął i nie trzeba było się nią przejmować. Ewa Polak-Pałkiewicz słusznie zauważa, że pretensje do Franciszka za jego dziwne poglądy i deklaracje trzeba by kierować przede wszystkim nie do niego, ale do twórców dokumentów soborowych. To wszystko, co głosi obecny biskup Rzymu, jest tylko konsekwentnym rozwijaniem tez zawartych w tych tekstach. A że są one mętne i wieloznaczne, zauważy nawet dziecko. Tutaj autorka dość mocno sprzeciwia się hermeneutyce ciągłości, według której dokumenty SW II można i trzeba interpretować w duchu tradycji. Zauważa, że istnieją w niej takie ustępy, których nijak nie można pogodzić z tym, co w kwestiach doktrynalnych Kościół katolicki głosił wcześniej.

Ratunku upatruje w katolickiej tradycji, która – jej zdaniem – przechowała się w Bractwie św. Piusa X, założonym przez abp. Marcela Lefebvre. Tylko trzymanie się zdrowej nauki Kościoła jest w stanie – jak pisze Polak-Pałkiewicz – uratować katolicyzm, który poza tą małą wysepką stracił już swój smak niczym biblijna sól. To właśnie dzisiejsza katedra. I chociaż można by się z autorką nie zgodzić, że tylko rzeczone bractwo przechowuje depozyt wiary – istnieją wszak również inne – trzeba natomiast potwierdzić jej niewesołe diagnozy. Nie jest przecież wymysłem tradycjonalistycznych szurów stwierdzenie, że współcześni hierarchowie zabraniają nawracać i modlą się z heretykami. Przecież to nie Franciszek całował Koran i modlił się wspólnie z poganami. Ten mentalny pachamamizm wkradł się do Kościoła za sprawą Jana Pawła II. Autorka, wspominając o nim, dwukrotnie przywołuje jego dramatyczny apel „módlcie się za mnie”, który ten wypowiadał pod koniec życia. Módlcie się za mnie, nie do mnie, prosił papież – dodaje gorzko. Zaczęło się więc ponad sto lat temu, a skończyło się na potępianiu nawracania niekatolików, błogosławieństwie par homoseksualnych w Niemczech i pogańskich obrzędach w Ogrodach Watykańskich z udziałem papieża Franciszka. To kiedy koncert Nergala?

Jednak nie ze wszystkim idzie się zgodzić. Autorka, co prawda, niewiele pisze o polityce, ale zahaczając o nią, wygłasza dosyć dziwne tezy. Chociaż sam w 2015 roku mocno liczyłem na ekipę rządzącą, upatrując w niej nadzieję na zmianę. Teraz za to mamy cztery lata później, gdy w dalszym ciągu nie zrobiono porządku ani z legalną wciąż aborcją, ani Konwencją Stambulską. Nie usunięto gender studies z państwowych uczelni, a z państwowej kasy wciąż finansuje się antykatolicką prasę „kulturalną” czy zdegenerowane teatry. Nie wspominając już o galopującym socjalistycznym rozdawnictwie. Ewa Polak-Pałkiewicz za to wciąż upatruje w Kaczyńskim i Dudzie (sic!) obrońców cywilizacji łacińskiej. Co więcej, dość krytycznie patrzy na obrońców życia. Kto jak kto, ale politycy partii rządzącej wpisują się w kremówkowo-wadowicki katolicyzm z pląsaniem i klaskaniem. W co zaś wierzy Jarosław Kaczyński, sam Bóg raczy wiedzieć. Tych zgrzytliwych fragmentów jest co prawda niewiele, jednak i tak stanowią sporą zagadkę. Czy zatem poglądy autorki są spójne? Czy są tak ortodoksyjne, jak je przedstawia?

Mimo wszystko i tak warto przeczytać „Cafe Katedra”. Będzie to z pewnością dobra lektura duchowa, w której zaczerpniemy ze źródeł katolicyzmu. Spotkamy świętych, pisarzy, kapłanów i prostych wiernych. Znajdziemy apologetyczne odpowiedzi na zarzuty modernistycznych chrześcijan. Dotkniemy historii Europy i Polski (tej ostatniej, niestety, w duchu mesjanistycznym), a przede wszystkim spoczniemy w cieniu murów katedry, która – wedle słów ostatniego eseju – jest jak las. Bo z kart tej książki tchnie spokój i jakaś osobliwa pewność, że czasy zamętu w końcu muszą minąć.

Ewa Polak-Pałkiewicz, Cafe Katedra. Szkice o rewolucji w Kościele, wyd. Wolumen, Warszawa 2019, ss. 386.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa książka, z tego co piszesz. Wcześniej nigdzie jej nie widziałam. Musze poszukać. To prawda, że wiele jest deformacji i nadużyć we współczesnym kościele katolickim, choć myślę, że problemem nie jest ta nomen-omen ryba i sacro-polo, które przywołałeś. Bo i to może się odbywać z poszanowaniem zasad liturgiki i tradycji. I jako osoba wierząca i praktykująca znam przykłady wspólnot, gdzie faktycznie tak jest. Ale tutaj trzeba wiele wyczucia, taktu no i trzeba umieć jasno wytyczyć pewne granice. A wielu duchownych ma dziś z tym problem i idzie za bardzo w show i celebrytyzm. A wtedy pojawia się problem i nadużycia. Jak choćby Jan Góra czy robiący ostatnimi czasy Youtubową karierę ojciec Szustak... A skoro sami duchowni nie wiedzą gdzie jest granica, czego oczekiwać od zwykłych "szarych katolików"?

    Bardzo zaciekawiła mnie ta książka. Chętnie zmierzę się z poglądami autorki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Masz wyczucie w kwestiach religijnych. Co do ryby i sacro polo, są to jedynie skutki. Przyczyn trzeba szukać głębiej, a o tych pisze między innymi autorka. Coraz częściej zauważam zdziecinnienie i kładzenie nacisku na emocje, a nie o to chodzi w religijności oraz wierze.

      Usuń