V.S. Naipaul - Indie. Kraj kontrastów


Gdy w 2001 roku V.S. Naipaul odbierał Literacką Nagrodę Nobla, jej krytycy mogli na chwilę odetchnąć. Bo wcale nie tak często zdarza się, że gratyfikację tę dostaje ktoś, kto faktycznie na nią zasługuje. Dorobek zaś tego brytyjskiego, urodzonego w Trynidadzie w rodzinie indyjskich imigrantów, pisarza jest przebogaty. Obejmuje zarówno prozę, ale również sporą liczbę reportaży, z których trzy zostały przetłumaczone na język polski i opublikowane nakładem Wydawnictwa Czarne. Pierwszym z nich są „Indie”, oryginalnie wydane w roku 1990. W przypadku wznowień lub tłumaczeń literatury faktu po latach musi nasunąć się pytanie o aktualność opisywanych zjawisk czy faktów. To pytanie zasadne jest również przy obcowaniu z „Indiami”, szczególnie dla czytelników, którzy kojarzą „Lalki w ogniu” Pauliny Wilk lub „Dziewięć żywotów” Williama Dalrymple. Myślę, że czas pozytywnie zweryfikował dzieło Naipaula. Szczególnie zaś gdy wyżej wymienione pozycje koncentrują się na cudowności i skandalu.

Jak więc pisze Naipaul? Przede wszystkim zauważyć trzeba, że jego obszerny, jeden z dłuższych na rynku, reportaż, nie atakuje egzotyką, kultem orientalizmu czy naiwnością zagubionego turysty. Atutem największym jest tutaj pochodzenie autora, który urodził się w imigranckiej rodzinie indyjskich braminów – najwyższej kasty. Jego korzenie świadczą więc o tym, że snuta przez niego historia będzie opowieścią człowieka z wewnątrz. Natomiast jego dystans i emigracja pomogą tylko w odpowiednim nakreśleniu wątków. Autor wraca więc do Indii (po raz pierwszy przebywał tam w latach 60.) pod koniec ósmej dekady XX wieku i na samym początku przyznaje się czytelnikowi, że brak mu pomysłu na książkę. To nie autokreacyjny wybieg albo oznaka braku talentu. Naipaul, stanąwszy ponownie na ziemi swoich przodków, widzi skomplikowaną fakturę tego kraju, który nie tylko nie jest jednorodny, ale wiąże w sobie wiele sprzeczności. I aby je dostrzec, nie można być naiwnym podróżnikiem z pokolenia kolosów, który zobaczy tylko powierzchnię i da sobie wcisnąć kit. Trzeba czuć organiczny związek z ziemią przodków, trzeba czuć do niej nie tylko sentyment, ale i szacunek.

I pewnie dlatego „Indie” są tak różne od reportaży podróżniczych czy filmów dokumentalnych, które są owszem ciekawe, ale nie pogłębiają i nie różnicują materiału. W podtytule książki noblisty pojawiają się słowa „miliony zbuntowanych”, i to one są kluczem do zrozumienia tego obszernego tekstu. Przełom lat 80. i 90. to nie tylko przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej, ale również przygotowania do skoku gospodarczego, którego Indie dokonały w latach następnych. Ten drugi najludniejszy kraj świata jawi się dzisiaj jako silna gospodarka, ale również państwo silnie rozwarstwione społecznie. Początki tego procesu obserwujemy właśnie w omawianym reportażu i to właśnie ta czujność jest jednym z większych jego walorów. Dlatego właśnie „Indie” się nie zestarzały; zapowiadają bowiem to, co widzimy dzisiaj. Z jednej więc strony są Indie państwem z silną religią, nie tylko hinduizmem w wielu odmianach, ale islamem czy zbuntowanym i siejącym terror sikhizmem. Nie dotarł autor jedynie do chrześcijan. Szkoda, bo poszerzyłby nieco perspektywę. Z drugiej strony Naipaul widzi rosnącą sekularyzację, a nawet wrogość w stosunku do religii. Państwo to jako moloch toleruje obok siebie te sprzeczne poglądy i sposoby życia. Odnosi się wrażenie, że obranie odpowiedniej dla siebie ścieżki jest jedynie kwestią wolnego wyboru i wewnętrznej siły.


Naipaul nie koncentruje się na kwestiach, które interesują przeciętnego człowieka Zachodu, mianowicie nie pisze o seksie, o brudzie czy tajemniczych zjawiskach duchowych. Nie konstruuje prozy sensacyjnej, którą czyta się z wypiekami na twarzy, ale równie szybko zapomina. Jego ambicją jest stworzenie możliwie najszerszej panoramy i pod tym względem jest on inkarnacją dziewiętnastowiecznego realisty tworzącego powieść, która będzie jak zwierciadło przechadzające się po gościńcu (jako rzekł Stendhal). Łowców ciekawostek i popowego reportażu można więc śmiało odprawić z kwitkiem, bo nie znajdą tutaj nic dla siebie. Jeśli zaś ktoś szuka poważnej wiedzy na temat Indii, reportaż Brytyjczyka będzie odpowiednią lekturą.

I chociaż początkowo może przytłoczyć nas ogrom faktów, które przytacza autor, uważne studiowanie jego tekstu przynieść musi intelektualną satysfakcję. Tym bardziej, że Naipaul bardzo często oddaje głos swoim bohaterom, mieszkańcom Indii, którzy opowiadając swoje historie, tworzą niezwykle zróżnicowany obraz własnego kraju. Ich biografie są skrajnie różne: wypowiadają się tu i ludzie głębokiej wiary, i ateiści, i prości chłopi, i przedstawiciele inteligencji. Doświadczenia, którymi dzielą się z autorem, składają się na większą część, która może dać nam już całkiem realny obraz Indii. A jest to gotujący się tygiel, dynamiczny, wciąż w ruchu, nieustannie zmieniający swoje oblicze. I wcale nie jest on tak łagodny, jak chcą go przedstawiać weekendowi podróżnicy. Zabijanie nie stoi w sprzeczności z żadnym kodeksem etycznym – mówi jeden z hinduskich bohaterów „Indii”.

V.S. Naipaul, Indie. Miliony zbuntowanych, tłum. A. Nowakowska, M. Ochab, wyd. Czarne, Wołowiec 2013, ss. 597.

0 komentarze:

Prześlij komentarz